Rozmowa ze stylistką Joanną Horodyńską

Rozmowa z Joanną Horodyńską, stylistką

Publikacja: 21.01.2012 00:01

Rozmowa ze stylistką Joanną Horodyńską

Foto: Forum

Jesteś celebrytką?



Nazwałabym się raczej dziewczyną od mody. Z tym się dobrze czuję, jestem częścią tego show-biznesu. Ale jeśli ktoś mnie nazwie celebrytką, to nie mam z tym problemu. Na pewno nie jestem gwiazdą. Ale wiem, że są osoby, które obrażają się za słowo celebryta...



To słowo funkcjonuje w języku od niedawna. I ma wydźwięk raczej negatywny.



Dla mnie nie jest negatywne. Istnieje nawet definicja celebryty sformułowana w 1961 roku przez amerykańskiego pisarza i prawnika Daniela Boorstina. To osoba znana z tego, że jest znana. Ktoś, kto się często pojawia i wzbudza zainteresowanie. Są u nas ludzie, którzy chodzą na te wszystkie imprezy, ale poza tym pracują, robią inne rzeczy. Lecz są i tacy, którzy bywają tylko dla bywania. Ja również „bywam", ale łączę to ze swoim zawodem.



Co potem z tego wynika?



Zawodowo – miłe zdarzenia.



Na przykład czasem zgłasza się do mnie jakaś firma z propozycją: „czy zechciałaby pani pokazać się w naszej sukience?". I to był przypadek podczas prezentacji Boss Black. Inna firma z kolei chciała, „żebym wystąpiła na jej imprezie i siedziała koło głównego stylisty".



Bierze się za to pieniądze?

Tak, oczywiście i nie widzę w tym niczego niewłaściwego. Jeśli ktoś mi to proponuje, to traktuję to jako pracę. Mogłabym przecież włożyć sukienkę, która podoba mi się bardziej. Zdarza się, że jestem zaprzyjaźniona z projektantami i noszenie ich strojów na imprezach jest wyrazem przyjaźni i nie ma mowy o pieniądzach. Wiem, że gwiazdy potrafią wymuszać od projektantów sukienki. Mówił o tym Dawid Woliński. Wiadomo, że celebryci biorą pieniądze za przyjście na pokazy mody, otwarcia sklepów, restauracji. Są nawet cenniki.

Dlaczego obecność aktorki czy modelki na prezentacji nowego produktu jest konieczna?

To cała machina nakręcająca biznes. Tworzy się listę gości, ocenia korzyści z ich obecności na imprezie. Potem są zdjęcia, reklama w gazecie, Internecie. Czytelnicy skojarzą osobę z produktem, uwierzą, że produkt trzeba mieć.

To się zaczęło, kiedy u nas nastąpił wysyp pism o gwiazdach? To one uruchomiły tę machinę?

Pisma zaczęły wszystko postrzegać przez pryzmat znanych osób. Ale wszystko zależy od miejsca, w którym dana osoba się znajdzie. Na przykład Szymon Hołownia, poważny dziennikarz, szef kanału Religia TV, pojawił się nagle w programie „Mam talent". To wystarczyło, że znalazł się w świecie celebrytów. Czy ze szkodą dla innej działalności? A może właśnie w ten sposób zainteresuje ludzi poważniejszymi sprawami? Dziesięć lat temu nie było tak łatwo zaistnieć. Kiedy w rubryce towarzyskiej pojawiałam się raz na pół roku, byłam dumna.

A jak często teraz się pojawiasz?

Nie przeglądam wielu pism. Kupuję tylko „Party", bo tam mam swoją rubrykę, muszę też czujnie patrzeć na konkurencję.

Pracujesz nad doktoratem o zarządzaniu wizerunkiem na UJ. To chyba o sobie samej?

Zostałam kiedyś uwikłana w wizerunek i czasem czuję się tym zmęczona.

Jesteś niewolnicą wizerunku pięknej dziewczyny w najmodniejszych ciuchach, który sama stworzyłaś. Mogłabyś wyjść na ulicę w byle dżinsach i butach z supermarketu?

Nie jestem niewolnicą modnych ciuchów, a to, że funkcjonuję w modzie, nie oznacza, że wystarczy mi, gdy włożę ładne buty czy sukienkę i zrobię „dobre wejście" na imprezie.

Wszyscy tego od ciebie oczekują, a ty spełniasz te oczekiwania.

Jeśli tylko pojawię się w czymś kilka razy, zaraz są komentarze. Ale jeśli kupię nową rzecz, to nie pod presją, tylko dlatego, że mi się podoba. Mam świadomość, że jestem oceniana, ale przecież zajmuję się modą zawodowo. I kocham to, jak malarz kocha malować. Jednym się to podoba, innym nie.

Sama oceniasz ludzi w swojej rubryce w „Party". A potem portale piszą o tobie: „niech Horodyńska spojrzy na siebie, jak chce oceniać innych".

Nigdy nie śmiałabym krytykować fizyczności, skupiam się na ubraniu i jego dostosowaniu do okoliczności. W Polsce brakuje merytorycznej krytyki mody. Oceniać nie jest łatwo,  to zajęcie ryzykowne. Zaraz się na ciebie obrażą...

Widuję osoby, które prężą się przed fleszami na imprezach, a potem opowiadają, że tego nie lubią, bo naprawdę dobrze czują się w domu z dziećmi, w dresie. Wizerunek i osoba to to samo?

Wiele osób stworzyło sobie wizerunek, który jest odrębny od tego, co reprezentują naprawdę, a promują go jako coś własnego. Najczęściej jest to po prostu produkt wizerunkowy odpowiedni do sytuacji. A więc jeśli trzeba, jest się „kimś takim", potem „kimś innym", bo pierwsze nie wyszło. W moim przypadku mój wizerunek i ja to to samo. Śmieci wyrzucam dobrze ubrana. Taką mam potrzebę.

W biznesie mody na świecie są ludzie, którzy z samego przebierania się zrobili biznes. Bloger Bryan Boy, skromny chłopak, tak się wykreował, że H&M zaproponował mu stworzenie kolekcji, Anna dello Russo, szefowa japońskiego „Vogue'a", potrafi 13 razy w ciągu dnia pojawić się w innym ubraniu.

Poczułam to cztery lata temu. Zrozumiałam wtedy, że mogę z tego zrobić zawód. Teraz robię już czwartą kolekcję dla Gatty i one się świetnie sprzedają. Nie tylko rajstopy, ale i ubrania. Piszę o trendach, prowadzę program o modzie w telewizji, stylizuję, doradzam w kwestii wizerunku, wspieram modowe projekty. Stworzyłam własną markę, tą marką jestem ja.

Jesteś celebrytką?

Nazwałabym się raczej dziewczyną od mody. Z tym się dobrze czuję, jestem częścią tego show-biznesu. Ale jeśli ktoś mnie nazwie celebrytką, to nie mam z tym problemu. Na pewno nie jestem gwiazdą. Ale wiem, że są osoby, które obrażają się za słowo celebryta...

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą