Premier zabrał się za rekonstrukcję i wymienia swoich ministrów oraz szefów państwowych spółek na nowych ludzi. Skoro nie da się zmienić Polski czy polskiej piłki nożnej, to można przynajmniej zmienić ludzi. Może nie na lepszych, ale przynajmniej na innych.
A w życiu publicznym zmiany się ceni. Największe zainteresowanie dziennikarzy przyciągają politycy, którzy zmieniają partie. Podobnie jest z publicystami zmieniającymi ideowe barwy. Jednym z ulubionych autorów skrajnej lewicy jest były prawicowiec. Kiedyś wielbił Wojciecha Cejrowskiego (i lansował go w telewizji), a dziś w felietonach swoim ekskolegom konserwatystom wprost życzy śmierci. Podobnie na konserwatywnej flance medialnej chętnie się cytuje i zaprasza pewnego byłego redaktora, kiedyś wysokiego funkcjonariusza jedynie słusznej Partii, dziś zajadłego prawicowca i antykomunistę. W końcu tylko krowa nie zmienia poglądów, prawda?
Zmiany to także znana strategia biznesowa. Koledzy z wielkiej korporacji opowiadają, że zawsze kiedy ich firma zaczyna osiągać gorsze wyniki, zaczyna się łączenie i dzielenie działów, przestawianie biurek z kąta w kąt. Ci, co siedzieli w pokoiku na uboczu, teraz będą w openspejsie, ci, którzy siedzieli razem przy długim stole, teraz będą pracowali przy pojedynczych biurkach. Ci, co pracowali na parterze, teraz będą na piętrze. Jest pakowanie i rozpakowywanie kartonów, przenoszenie biurek, szaf, foteli. Przeprowadzka z gabinetu do gabinetu. Zmiana oznacza ruch, dynamikę. A że to tylko dynamika wewnętrzna, bez celu? To bez znaczenia – w końcu celem jest sama zmiana.
Zmiany bywają sposobem na rozwiązanie problemów także w redakcjach prasowych. W dziale, w którym pracowałem przed laty, wraz z nowym kierownikiem pojawił się nowy pomysł. Dziennikarka, która zajmowała się lewicą, teraz miała pisać o wojsku. Reporter sejmowy miał być rzucony na rolnictwo. Specjalista od prawicy – na sprawy społeczne. To – jak tłumaczono – koncepcja sprawdzona w Ameryce. Żartowaliśmy więc, że czekamy, kiedy Fareed Zakaria zacznie pisać komentarze do słabych zbiorów kukurydzy w Teksasie. Dzięki Bogu zwyciężył wtedy zdrowy rozsądek. Zakaria mógł w „Newsweeku" i CNN pozostać przy sprawach międzynarodowych, a każdy dziennikarz z mojej redakcji – przy swojej specjalizacji, nad którą pracował (i wyrabiał sobie kontakty) od lat.
Kiedyś świadectwem solidności pracownika i jego lojalności było długoletnie zatrudnienie w jednej firmie. Ważne były kompetencja, doświadczenie i stabilność. Dziś specjaliści od HR z pogardą patrzą na CV, w którym widzą niewiele pozycji. Nie pracowałeś w wielu miejscach? Widocznie jesteś słaby. Twierdzisz, że nie zmieniałeś pracy, bo byłeś przywiązany do firmy? A cóż to jest przywiązanie? Po prostu nikt inny cię nie chciał.