Legia-Ajax: Puchar pełen tulipanów

Ajax, z którym Legia zagra w lutym, jest wciąż wielkim klubem, mimo że od dawna nie zdobył ważnego trofeum. To w Amsterdamie narodził się „futbol totalny".

Aktualizacja: 20.12.2014 07:54 Publikacja: 20.12.2014 00:52

Johan Neeskens (z lewej), Johan Cruyff i trener Stefan Kovacs z Pucharem Mistrzów zdobytym w roku 19

Johan Neeskens (z lewej), Johan Cruyff i trener Stefan Kovacs z Pucharem Mistrzów zdobytym w roku 1972

Foto: AFP

Legia jest przy Ajaksie Kopciuszkiem, z niedużymi szansami na udany bal. Być może jej sytuacja jest nawet gorsza niż w roku 1970. Wtedy wylosowała w półfinale rozgrywek o Puchar Mistrzów Feyenoord Rotterdam. Wydawało się, że jest to zespół najsłabszy z trójki potencjalnych przeciwników. Nie dość, że w dwóch meczach nie dał sobie wbić bramki, to jeszcze zdobył trofeum jako pierwszy klub z Holandii.

W latach 60. XX wieku Holendrzy byli w drugiej lidze europejskiej. Kiedy zasłużony polski trener Ryszard Koncewicz otrzymał propozycję pracy z reprezentacją Holandii, uznał, że nie jest wystarczająco atrakcyjna. Lepiej zostać w Warszawie, niż błąkać się po boiskach położonych w depresji, bo można samemu  wpaść w depresję.

Reprezentacja Holandii nie docierała do finałów mistrzostw świata i Europy. Kluby odpadały z rozgrywek mniej więcej w tym samym czasie co polskie, czyli jeszcze jesienią. W swoim pierwszym występie w rozgrywkach o Puchar Mistrzów (1957) Ajax pokonał klub z NRD – Wismut Aue, ale w drugiej rundzie poniósł porażkę z przeciętnym Vasasem Budapeszt 0:4.

Wszyscy grają wszędzie

Do drugiej połowy lat 60. żaden holenderski piłkarz nie był w Europie znany. Do pewnego momentu historia futbolu Holandii i Polski wygląda jak trasa slalomu równoległego.

Polaków gry w piłkę uczyli przede wszystkim Węgrzy i Czesi. Holendrów – głównie Brytyjczycy. Pierwszym trenerem Ajaksu został w roku 1910 Irlandczyk John Kirwan, ekslewoskrzydłowy Tottenhamu i Chelsea. Spędził w Amsterdamie pięć sezonów, co jest zaledwie epizodem w porównaniu z tym, czego dokonał jego następca, Anglik Jack Reynolds. On pozostał w Amsterdamie przez 34 lata, z krótkimi przerwami. Kiedy wrócił po wojnie na dwa sezony, w drużynie miał obiecującego napastnika, który ledwo zaczynał się golić. Nazywał się Rinus Michels. Jeszcze o nim usłyszymy.

Drugie podobieństwo do sytuacji polskiej piłki pojawiło się pod koniec lat 60. W Holandii były wtedy dwa silne kluby: Ajax i Feyenoord, a w pewnej odległości za nimi: Sparta Rotterdam, PSV Eindhoven, DWS Amsterdam, ADO Haga, Go Ahead Eagles Deventer. W Polsce dominowały Górnik Zabrze i Legia, do których co kilka lat dołączały – Ruch Chorzów, Wisła Kraków, Zagłębie Sosnowiec czy Polonia Bytom.

Tym, kim dla Legii był trener z Czech Jaroslav Vejvoda, a dla górników z Zabrza Węgrzy Ferenc Farsang, Geza Kalocsai czy Ferenc Szusza, dla Ajaksu byli Anglik Vic Buckingham i później znacznie skuteczniejszy od niego Rumun Stefan Kovacs, a dla Feyenoordu Austriak Ernst Happel.

Legia stoczy bój z Amsterdamem

Kazimierz Górski budował drużynę narodową na zawodnikach Legii i Górnika, a jego holenderski odpowiednik Rinus Michels na graczach Ajaksu, Feyenoordu i PSV. W obu krajach dobrzy trenerzy mieli do czynienia z wyjątkowo zdolną grupą zawodników. Nic więc dziwnego, że w roku 1974 Holandia i Polska pierwszy raz po wojnie znalazły się w finałach mistrzostw świata. Holendrzy zajęli w nich drugie miejsce, a Polacy trzecie.

Kiedy 1 maja 1968 roku z Polską zagrała reprezentacja Holandii, wśród gości był Johan Cruyff. Miał 21 lat, był już królem strzelców ligi, sława skutecznego napastnika szła za nim, ale bez przesady. Jeszcze wtedy, na Łazienkowskiej, mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Akcje Cruyffa zatrzymywali Stanisław Oślizło i Jacek Gmoch. Ale rok później to Holender wystąpił w finale rozgrywek o Puchar Mistrzów.

Ajax zmierzył się z AC Milan i przegrał wyraźnie 1:4. Nikogo to nie dziwiło, bo w Milanie grali m.in. Gianni Rivera, Giovanni Trapattoni, Kurt Hamrin, Karl-Heinz Schnellinger, Pierino Prati, a Holendrzy dopiero pracowali na swoje nazwiska. Tyle że robili to skutecznie. W drodze do finału pokonali mistrza Niemiec – Norymbergę, i w niecodziennych okolicznościach wyeliminowali Benficę z Eusebio w składzie. Po porażce w Amsterdamie 1:3 Holendrzy odrobili straty w Lizbonie, wygrywając 3:1. W trzecim meczu zwyciężyli 3:0. Z tych dziewięciu bramek trzy strzelił Cruyff. Nikt wtedy nie przypuszczał, że to będzie pierwszy z pięciu kolejnych finałów Pucharu Mistrzów z udziałem klubu z Holandii. Rok później zdobył go Feyenoord, a przez trzy kolejne lata (1971–1973) wygrywał Ajax.

To brzmi niewiarygodnie, ale pierwszy holenderski trener, jaki prowadził Ajax (nie licząc okresu wojny), pojawił się dopiero w roku 1965, a więc w 65. roku istnienia klubu! Był to Rinus Michels, gwiazda piłkarska, który stał się legendą trenerską. Michels zrewolucjonizował grę Ajaksu (a z czasem i reprezentacji Holandii). Dotychczasowe rewolucje, które zapisały się w historii futbolu, wiązały się przede wszystkim z rozstawieniem zawodników na boisku. Stąd te wszystkie 2-3-5, 3-2-5, 4-2-4, 4-3-3. Drużyny prowadzone przez Michelsa też oczywiście składały się z obrońców, pomocników i napastników, ale kiedy rozpoczynał się mecz, te podziały przestawały mieć znaczenie. Było w tym coś więcej niż stara maksyma: „Jeśli mamy piłkę – wszyscy jesteśmy napastnikami, kiedy ma ją przeciwnik – stajemy się obrońcami". Michels rozwinął tę zasadę, nadając jej kształt taktyki.

Holender uważał, że najlepszym ustawieniem jest 4-3-3, bo pozwala na szybką reakcję w każdym miejscu boiska. Jego Ajax z przełomu lat 60. i 70. jest pierwszą wielką drużyną, w której nie można jednoznacznie przypisać niektórych zawodników do pozycji. Z wyjątkiem obrońców, którzy zresztą też włączali się do ataku, pozostali poruszali się po całym boisku, utrudniając przeciwnikowi grę.

Chaos był zresztą pozorny, bo dziesięciu piłkarzy wyglądających na luzaków nagle przeobrażało się w jeden zabójczy organizm. Ajax (Feyenoord i reprezentacja Holandii też) potrafił sprowokować przeciwnika do ataku, zaprosić go na swoją połowę, by nagle, dwoma krokami  obrońców do przodu złapać go na spalonym i jednym podaniem rozpocząć akcję odwetową. Mało kto był na to przygotowany, bo zwykle rozochocony przeciwnik nie zdążał wrócić pod swoją bramkę. W dodatku Holendrzy byli w ciągłym ruchu, stosowali pressing, a tego nikt nie lubi.

Ten rodzaj gry nazwano futbolem totalnym. Rinus Michels, którego pamięta się jako starszego, dostojnie poruszającego się „Generała", w roku rozpoczęcia pracy z Ajaksem miał 37 lat, mnóstwo pomysłów, zapału i ambicji. Reynolds nauczył go zajęć z piłką i dyscypliny, a Michels tego samego uczył swoich piłkarzy. Na szczęście Reynolds nie był typowym absolwentem angielskiej szkoły, Ajax uniknął więc gry według wyspiarskich schematów.

Hipisi na boisku

Michels trafił na wyjątkowo zdolnych zawodników, z którymi przyjemnie było pracować, ale których trzeba było okiełznać. Amsterdam nie jest miastem, w którym chodzi się wcześnie spać. Jest tam gdzie zjeść, wypić i zapalić. Wielki Ajax dojrzewał w czasach fascynacji ruchem hipisowskim. Piłkarze buntowali się przeciw schematom na boisku. Kiedy wychodzili na nie, zbuntowani, wyzwoleni, z włosami do ramion, byli istotami z innego świata. Do tej pory piłkarz tak nie wyglądał. A oni nie dość, że szokowali wyglądem, to jeszcze wygrywali z każdym. Świat się w nich zakochał.

O ile Real, Barcelona czy kluby włoskie budowały swoją wielkość na zawodnikach zagranicznych, o tyle Ajax stawiał na swoich. Przede wszystkim wychowanków. Pierwszego piłkarza z zagranicy sprowadzono dopiero w roku 1966. Był to Serb Velibor Vasović, którego wypatrzono podczas finału rozgrywek o Puchar Mistrzów Partizan Belgrad – Real Madryt. To on strzelił pierwszą bramkę dla Ajaksu w finale z Milanem (1969), a jako kapitan poprowadził Ajax do pierwszego zwycięskiego finału, na Wembley, z Panathinaikosem (1971). Drugim obcokrajowcem w pierwszym składzie był Niemiec Horst Blankenburg. Obydwaj grali na środku obrony i mieli zapewnić spokój w tej formacji. Od kreowania gry byli Holendrzy.

Ajax panował w Europie przez trzy kolejne lata. Pierwszy Puchar Mistrzów (1971) wygrał pod wodzą Michelsa. Dwa kolejne (z Interem – 1972 i Juventusem – 1973) już pod kierunkiem znakomitego rumuńskiego trenera Stefana Kovacsa, kontynuatora szkoły i myśli Michelsa.

Piłkarze, którzy wtedy grali w Ajaksie, znani byli na wszystkich stadionach. W obronie Ruud Krol, Barry Hulshoff, Wim Suurbier, w pomocy Johan Neeskens, Arie Haan, bracia Arnold i Gerrie Muehrenowie, w ataku Johnny Rep, Johan Cruyff i Piet Keizer. Siedmiu z nich, w reprezentacji prowadzonej przez Michelsa, zostało w roku 1974 wicemistrzami świata.

Koszulka z nr 14

Zjawiskiem był Johan Cruyff. Miał talent, który w stu procentach wykorzystał, nadzwyczaj rozwinięte ego i zdolności przywódcze oraz umiejętność przekonywania do swoich racji. Nie znosił sprzeciwu ani na boisku, ani poza nim i ta cecha jego charakteru pozostaje niezmienna. Był bez wątpienia jedną z największych indywidualności w historii futbolu. Chudy, z nogami jak patyki, nie wyglądał na piłkarza, do jakich się przyzwyczailiśmy. Wydawało się, że potężnie zbudowani obrońcy zdmuchną go z boiska. Tyle że on, dzięki szybkości i technice prowadzenia piłki nie dawał im wielu szans na atak. Cruyff był pierwszym z genialnych piłkarzy, których trudno przypisać do konkretnej pozycji. Teoretycznie wychodził na boisko jako środkowy napastnik, z numerem 9 na koszulce. Tyle że grał też na skrzydle i w linii pomocy. W końcu zmienił nawet numer.

Do tej pory zawodnicy w klubach grali z numerami od 1 do 11, a każdy wiązał się z konkretną pozycją. Kiedy w Holandii postanowiono przypisać numer do zawodnika na cały sezon, Cruyff leczył kontuzję. Gdy wrócił, okazało się, że wszystkie numery zostały wybrane, została tylko 14. Wziął ją, a wkrótce był to najsłynniejszy numer piłkarski na świecie.

Z „14" Cruyff grał też na mundialu w Niemczech (1974). Holendrzy mieli wtedy numery według kolejności alfabetycznej. Zgodnie z tym Cruyff powinien mieć „1", ale nie chciał się na to zgodzić. Pozostał więc przy „14" na koszulce nie z trzema paskami, jak cała drużyna, ale z dwoma. Reklamował bowiem Pumę, a nie Adidasa, a nie było w federacji odważnego, który zwróciłby mu uwagę, że to nie jest w porządku. Chociaż może należałoby powiedzieć, że był pierwszą wielką gwiazdą futbolu, która dbała o swoje interesy, nie dając się wykiwać działaczom i menedżerom.

Cruyff jest bohaterem Ajaksu i Barcelony. Nie pamięta mu się, jak rozbił psychicznie reprezentację Holandii podczas mistrzostw Europy w Jugosławii (1976), jak nie pojechał z nią na mundial w Argentynie (1978) i jak kończył karierę nie w Ajaksie, tylko u największego konkurenta – w Feyenoordzie. Ważniejsze było to, co dla Ajaksu robił i robi. Cruyff wyznaczył w Amsterdamie kierunki obowiązujące do dzisiaj. Naczelną zasadą jest tam praca z młodzieżą. Większość partnerów Cruyffa zaczynała kariery w Ajaksie, a pokolenie jego dzieci i wnuków, które już zadebiutowały w pierwszej drużynie, to absolwenci klubowej szkółki, w której nauczycielami są byli piłkarze.

W roku 1985, kilka miesięcy po zakończeniu kariery, 38-letni Cruyff został dyrektorem sportowym Ajaksu. Dwa lata później klub wywalczył Puchar Zdobywców Pucharów. Może to przypadek, a może jeszcze jeden dotyk geniusza, dość, że przez jego ręce przeszła wtedy najzdolniejsza grupa zawodników od czasu, kiedy sam był piłkarzem. W wygranym finale z Lokomotive Lipsk jedyną bramkę strzelił 22-letni Marco van Basten, a grali jeszcze: Frank Rijkaard, Jan Wouters, Aron Winter, John van't Schip. W drugiej połowie trener wpuścił na boisko 18-letniego chuderlaka, który nazywał się Dennis Bergkamp. W klubowej kadrze Cruyff miał  także Ronalda Koemana, braci Roberta i Richarda Witschge, Geralda Vanenburga, Johnny'ego Bosmana, Danny'ego Blinda, Sonny'ego Silooya i swojego kumpla ze starego Ajaksu – Arnolda Muehrena. Kilku z nich rok później zdobędzie z Holandią tytuł mistrza Europy i wejdzie w skład drużyny, która już pod wodzą Louisa van Gaala wywalczy Puchar UEFA (1992).

Dwie frakcje

Van Gaal i Cruyff, delikatnie mówiąc, nie są przyjaciółmi. Chodzą podobnymi drogami, ich osiągnięcia są porównywalne, ale prezentują wszystkie cechy samców alfa. Van Gaal zdobył ostatnie europejskie trofeum Ajaxu. W roku 1995 wygrał Ligę Mistrzów, pokonując w finale na wiedeńskim Praterze AC Milan, a potem, w Tokio, wygrał z Gremio Porto Alegre i zdobył klubowy puchar świata. Też zgromadził wtedy gwiazdozbiór: Edwina van der Sara, Danny'ego Blinda, Patricka Kluiverta, braci Franka i Ronalda de Boerów, Clarence'a Seedorfa, Edgara Davidsa, Marca Overmarsa, Jariego Litmanena. Rok później Ajax przegrał finał Ligi Mistrzów w rzutach karnych z Juventusem w Rzymie. W roku 2013 holenderska telewizja NOS opublikowała dokumenty, z których wynikało, że kilku piłkarzy Juventusu używało przed tym meczem środki dopingujące.

Patrząc na dzisiejszy Ajax, nietrudno o wniosek, że czuć w nim ducha przeszłości. Szarą eminencją znów jest Cruyff, którego wpływy w Barcelonie nieco zmalały, więc wrócił do Amsterdamu. Trenerem jest Frank de Boer, jego asystentem – Dennis Bergkamp. W akademii pracuje Marc Overmars. Sami swoi.

Tylko dwaj Polacy wkładali charakterystyczną koszulkę Ajaksu, białą z szerokim pionowym pasem, która nie zmieniła się od 103 lat. Pierwszym był Andrzej Rudy (1997–1999), drugim jest Arkadiusz Milik.

Tylko raz polska drużyna spotkała się w walce o europejskie puchary z Ajaksem. W roku 1969 Ruch Chorzów przegrał w Amsterdamie 0:7, a w Chorzowie 1:2. Bramkę honorową strzelił obrońca Antoni Piechniczek. Jest więc jedynym Polakiem, który pokonał bramkarza Ajaksu w meczu oficjalnym.

Powstała wtedy tzw. bajka o Ajaksie. Kiedy polska drużyna pokona Ajax? A JAK Się nauczy grać. Właśnie nadarza się okazja.

Legia jest przy Ajaksie Kopciuszkiem, z niedużymi szansami na udany bal. Być może jej sytuacja jest nawet gorsza niż w roku 1970. Wtedy wylosowała w półfinale rozgrywek o Puchar Mistrzów Feyenoord Rotterdam. Wydawało się, że jest to zespół najsłabszy z trójki potencjalnych przeciwników. Nie dość, że w dwóch meczach nie dał sobie wbić bramki, to jeszcze zdobył trofeum jako pierwszy klub z Holandii.

W latach 60. XX wieku Holendrzy byli w drugiej lidze europejskiej. Kiedy zasłużony polski trener Ryszard Koncewicz otrzymał propozycję pracy z reprezentacją Holandii, uznał, że nie jest wystarczająco atrakcyjna. Lepiej zostać w Warszawie, niż błąkać się po boiskach położonych w depresji, bo można samemu  wpaść w depresję.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO