Legia jest przy Ajaksie Kopciuszkiem, z niedużymi szansami na udany bal. Być może jej sytuacja jest nawet gorsza niż w roku 1970. Wtedy wylosowała w półfinale rozgrywek o Puchar Mistrzów Feyenoord Rotterdam. Wydawało się, że jest to zespół najsłabszy z trójki potencjalnych przeciwników. Nie dość, że w dwóch meczach nie dał sobie wbić bramki, to jeszcze zdobył trofeum jako pierwszy klub z Holandii.
W latach 60. XX wieku Holendrzy byli w drugiej lidze europejskiej. Kiedy zasłużony polski trener Ryszard Koncewicz otrzymał propozycję pracy z reprezentacją Holandii, uznał, że nie jest wystarczająco atrakcyjna. Lepiej zostać w Warszawie, niż błąkać się po boiskach położonych w depresji, bo można samemu wpaść w depresję.
Reprezentacja Holandii nie docierała do finałów mistrzostw świata i Europy. Kluby odpadały z rozgrywek mniej więcej w tym samym czasie co polskie, czyli jeszcze jesienią. W swoim pierwszym występie w rozgrywkach o Puchar Mistrzów (1957) Ajax pokonał klub z NRD – Wismut Aue, ale w drugiej rundzie poniósł porażkę z przeciętnym Vasasem Budapeszt 0:4.
Wszyscy grają wszędzie
Do drugiej połowy lat 60. żaden holenderski piłkarz nie był w Europie znany. Do pewnego momentu historia futbolu Holandii i Polski wygląda jak trasa slalomu równoległego.
Polaków gry w piłkę uczyli przede wszystkim Węgrzy i Czesi. Holendrów – głównie Brytyjczycy. Pierwszym trenerem Ajaksu został w roku 1910 Irlandczyk John Kirwan, ekslewoskrzydłowy Tottenhamu i Chelsea. Spędził w Amsterdamie pięć sezonów, co jest zaledwie epizodem w porównaniu z tym, czego dokonał jego następca, Anglik Jack Reynolds. On pozostał w Amsterdamie przez 34 lata, z krótkimi przerwami. Kiedy wrócił po wojnie na dwa sezony, w drużynie miał obiecującego napastnika, który ledwo zaczynał się golić. Nazywał się Rinus Michels. Jeszcze o nim usłyszymy.