Ryszard Gubała, żołnierz powstańczego batalionu Chrobry II, po upadku powstania został zmuszony przez Niemców do pracy w grupie zajmującej się wywozem ocalałych w gruzach Warszawy dóbr. Miał okazję widzieć, jak w październiku 1944 r. miejsce regularnych jednostek zajmowało Vernichtungskommando – tyłowa nieliczna formacja nieposiadająca niemal żadnej wartości bojowej. Dobrze pamięta, jak samochody niemieckie kursowały wzdłuż Wisły ulicami Powiśla. Przez trzy i pół miesiąca grabieży i niszczenia stolicy ze strony sowieckiej nie padł żaden strzał.
Wiele lat po wojnie Ryszard Gubała w rozmowie z Aleksandrem Cesarskim – wówczas generałem LWP, w 1945 r. wpływowym polskim komunistą – usłyszał o ówczesnych planach Stalina. Sowiecki wódz czekał, aż Niemcy zniszczą Warszawę, nad którą następnie przejmą władzę kontrolowani przez niego Polacy. „Niech Niemcy zniszczą te gniazda kapitalistów, domy tych rolników z Marszałkowskiej – relacjonował Cesarski. – Wówczas odbudujemy Warszawę, ale my będziemy decydować, kto w niej będzie mieszkał".
Wstydliwy temat
Wyburzenia w Warszawie po roku 1945 to temat wstydliwy, w wielu środowiskach skrzętnie pomijany. Częsty jest pogląd, że Warszawę po wojnie odbudowano w sposób właściwy, oraz że zrobiono niemal wszystko, co można było wówczas zrobić. Różne są źródła tych opinii: zwykle jednak zasługi za przywrócenie Warszawie życia po 1945 roku oraz odbudowę historycznych fragmentów miasta przypisuje się działalności Biura Odbudowy Stolicy. Mocno też trzymają się powielane przez dziesiątki lat stereotypy, sprowadzające przedwojenną Warszawę do obrazków czynszowej biedy, kocich łbów i mrocznych podwórek-studni.