Zafundowano nam poczucie zagrożenia, niższości, nieudacznictwa. Świadomość bycia śmieciem, nawet jeśli nie pracuje się na umowie śmieciowej, lecz na etacie. Etacie, który można stracić z dnia na dzień, bez uprzedzenia ani wyjaśnienia.
Tak mają obywatele wcale nie najniższej kategorii. Także ci z dorobkiem, wyższym wykształceniem, doświadczeniem zawodowym i kwalifikacjami przydatnymi dla współczesnej Polski. I nie chodzi o bezrobotnych, lecz o robotnych. Aż za bardzo. Tyrających do zatracenia za gratyfikację poniżej... sensu wykonywania tej pracy.
Bo żyć bezustannie w strachu o trwanie, przetrwanie to degradacja. Permanentna obawa o utrzymanie siebie i najbliższych zaprzecza czemuś, co nazywa się sensem życia. Odbiera umiejętność przeżywania radości. Zabija uczucia wyższe. Paraliżuje wolną wolę, rzekomo daną ludziom z boskiego nadania. W efekcie prowadzi do rozlicznych społecznych patologii.
Zwyrodniała forma kapitalizmu, którą sprzedano nam pod hasłami „neoliberalizmu", odebrała ludziom godność. Tę zdumiewającą siłę, którą Polacy umieli zachowywać przez 45 lat minionego systemu. Jak na ironię, straszy się nas probabilistycznym (choć nierealnym) powrotem komuny. Och, chyba nie chcecie, żeby czerwony terror wrócił? Chyba wolicie być wolni, nawet jeśli biedni?
Otóż – takiej wolności coraz więcej ludzi pokazuje środkowy palec. Bo ta wolność, jak pogoda – tylko dla bogaczy. A władza bardziej zdeprawowana niż ta komunistyczna. Ale mniejsza z tymi, co na górze. Na razie. Tym, co na dole, czyli całemu społeczeństwu, najbardziej zaszkodziło przekonanie, że wszystko wolno, dopóki nie wkroczy prokurator. Kiedyś od obywateli wyżej postawionych w hierarchii społecznej wymagano przestrzegania zasad „dobrego wychowania" (nawet jeśli nie wynieśli kindersztuby z domu). Nie lekceważono głosów „podwładnych", choćby w praktyce niewiele się z nimi liczono. Podobnego komfortu dziś nie ma chyba nikt, poza grupką najbogatszych. Zwyczajnym, pracującym Polakom dano do zrozumienia, że nikt nie traktuje ich serio. Więcej – nikt ich nie traktuje jak ludzi. Raczej jak roboty służące pomnażaniu dóbr innych. Słynne umowy śmieciowe to ledwie odłam „uśmiecowienia".