Sabine Hossenfelder włącza do tego obrazu czynniki socjologiczne. Mamy do czynienia z nadprodukcją fizyków, którzy rywalizując o granty, publikują byle co. Tysiące z nich poświęciło twórcze życie teorii strun albo SUSY (SUperSYmetrii – teorii konkurencyjnej wobec modelu standardowego cząstek, wedle której cząstek powinno być dwa razy więcej). Nie tak łatwo porzucić obszar badawczy, z którym wiązało się wielkie nadzieje, być może nawet na Nobla. I czym się zająć później? Brak wyników z LHC (poza Higgsem) wywołał w środowisku lekką panikę, bo niewykrycie nowych cząstek stawia pod znakiem zapytania założenia SUSY. Modele matematyczne, choć wydają się eleganckie, wcale nie muszą odpowiadać głębokiej strukturze mikroświata.
Hossenfelder niepokoi się w imieniu ogółu fizyków, ale poniekąd i we własnym: książkę rozpoczyna opis spakowanych kartonów – skończył się grant, trzeba się starać o kolejny. Uczciwy fizyk musi być dziś koczownikiem, jeśli nie chce dołączyć do grona producentów hipotez „niewywrotnych", niedających się sfalsyfikować. Po prostu ładunek naukowego konkretu jest w nich zbyt nikły, by poddać je weryfikacji, albo też trudności techniczne z tym związane przewyższają o wiele długości rozdzielczość dzisiejszej aparatury.
Jakie to hipotezy? Hossenfelder wymienia kilka: wieloświat (nasz Wszechświat to tylko jeden z mnóstwa takich obiektów), nieznane cząstki wchodzące w skład ciemnej materii, dodatkowe wymiary (może ich być nawet 26, w większości zwiniętych, więc ich nie doświadczamy), warmhole, czyli tunele łączące skrótem odległe części Wszechświata. Być może nasz świat jest rzutem wyżej wymiarowych obiektów itp. Nazwy i opisy wskazują, że to pomysły rodem bardziej z fantastyki niż z nauki; na potwierdzenie ich mamy tylko zarys koncepcji matematycznej i upór autorów. Niektóre z nich środowisko fizyków hołubi na zasadzie chwytania się brzytwy przez tonącego, ale nie poprawia to sytuacji nawet na jotę.
Książka niemieckiej fizyk diagnozuje więc stan poważnej części dzisiejszej fizyki i wskazuje na jej dolegliwości. Pisze to ktoś z tego środowiska, wskazując na jego mankamenty, w tym chęć odstąpienia od rygorów naukowych, byle fantastyka w teoriach mogła zostać zaakceptowana. Tytuł książki nawiązuje do faktu, że pojawiają się postulaty, by jako kryterium wartości (i słuszności) teorii stosować jej matematyczny opis. Piękno i elegancja tego opisu miałyby świadczyć o tym, że teoria jest godna uwagi i warto ją rozwijać. Ale – powiada niemiecka fizyk – nie ma żadnej gwarancji, że w fizyce piękne oznacza słuszne; jest wiele teorii „brzydkich", jak mechanika kwantowa, której nikt nie rozumie, a która wspaniale sprawdza się w obliczeniach.