Schemat za każdym razem jest taki sam. Zawodnicy wykorzystują firmy zarejestrowane w rajach podatkowych, by im sprzedawać swoje prawa do wizerunku. System podatkowy w Hiszpanii umożliwia takie rozwiązanie – zagraniczni obywatele pracujący na Półwyspie Iberyjskim mogą płacić podatki albo ich część za granicą. Pod warunkiem że będą potrafili udowodnić, iż pieniądze zostały faktycznie zarobione w kraju, w którym płacą podatek. Ani Leo Messi, ani Cristiano Ronaldo nie mają jednak możliwości dowiedzenia, że dochód powstały dzięki wykorzystaniu ich wizerunku został faktycznie osiągnięty na Wyspach Dziewiczych, Belize czy w innych rajach, do których nie zwabiły ich słońce i plaże.
Niedawno hiszpański urząd skarbowy dobrał się do gwiazd Barcelony – Argentyńczyka Leo Messiego i Brazylijczyka Neymara, teraz na celowniku znaleźli się piłkarze Realu Madryt – byli i obecni – a konkretnie klienci najpotężniejszego agenta i szarej eminencji futbolu Jorge Mendesa. Z tym najważniejszym na czele – Portugalczykiem Cristiano Ronaldo. Zdobywca Złotej Piłki za poprzedni sezon i murowany faworyt do powtórki w styczniu przyszłego roku nie znikał ostatnio z pierwszych stron gazet, nie tylko sportowych.
Po tym jak się okazało, że sprawę oszustw podatkowych Ronaldo bada hiszpańska skarbówka, a piłkarzowi prawdopodobnie nie uda się uniknąć odpowiedzialności prawnej, miał ponoć powiedzieć, że do Madrytu już nie wróci, i zażądać transferu do innego klubu. Francuskie media były pewne, że nowym miejscem pracy Ronaldo będzie Paryż, bo tylko katarskich szejków, którzy są właścicielami Paris Saint-Germain, stać by było na wykupienie jednego z najlepszych zawodników wszech czasów. Anglicy jednak zapewniali, że najbogatszy klub świata, jakim jest Manchester United, będzie tym, który skusi Ronaldo do powrotu.
O co chodzi?
Portugalczyk tymczasem przebywał w Rosji, gdzie reprezentacja Portugalii brała udział w Pucharze Konfederacji. Plotki w ostatnich dniach przycichły, a Ronaldo ponoć zmienił zdanie i zdecydował się zostać w Madrycie, co wielką niespodzianką nie jest. Hiszpańscy dziennikarze piszą, że sprawę uratował prezydent Realu Florentino Perez. Portugalczykowi spodobało się, jak bardzo jednoznacznie Perez się za nim wstawił i jak obiecał wszelką pomoc. Tajemnicą poliszynela jest, że prezydent Królewskich zapłaci zaległe podatki oraz grzywnę Ronaldo – a mowa o niemal 15 milionach euro.
Oczywiście Perez od takich doniesień natychmiast się odciął. – Jestem pewien, że Ronaldo nie chce, by to klub uregulował jego sprawy podatkowe. Jeśli jest na coś zły, to na fakt, że nie jest traktowany sprawiedliwie – mówił prezydent Realu w rozmowie z „Marcą". Dodał też: – Jestem przekonany, że nie unikał płacenia podatków. Jego prawnicy i doradcy podatkowi twierdzą, że dokładnie w ten sam sposób rozliczał się z fiskusem, gdy był jeszcze zawodnikiem Manchesteru United. Byłoby absurdem, gdyby to, co było w porządku w Anglii, w Hiszpanii okazało się przestępstwem.