Uchodził za specjalistę od sprzątania, jednak nie zajmował się myciem podłóg czy trzepaniem dywanów. Jego zadanie polegało na usuwaniu trupów i krwi, dowodów popełnionej zbrodni. Podobną fuchę ma Bob C. Leaner, wąsaty bohater polskiej zręcznościówki „Serial Cleaner".
Skojarzenia z twórczością Tarantino nie są przypadkowe. Gra przypomina produkcje amerykańskiego reżysera – łączy bowiem brutalną atmosferę przestępczego półświatka lat 70. ubiegłego wieku z szarą, zwykłą codziennością bohatera, który mieszka z mamą w domku na przedmieściach, toczy z nią wielogodzinne rozmowy o niczym i od czasu do czasu wykonuje powierzone zadania. Każda misja to lokacja, w której trzeba wykonać kilka prostych czynności. Problem w tym, że roi się tam od różnej maści strażników. Trzeba przewidywać ich ruchy, umiejętnie wykorzystywać wszelkie alkowy i schowki, a w razie potrzeby przestawiać szafy czy przepychać samochody. Wszystko po to, by pozostać niezauważonym. Na szczęście na miejsce akcji patrzy się z lotu ptaka i na dodatek widzi się obszary obserwowane przez przeciwników.