Proces Katarzyny W. rozstrzygną biegli

Proces w sprawie śmierci Madzi z Sosnowca budzi wielkie emocje. Sąd orzekający w sprawie ma trudne zadanie, bo to proces poszlakowy. O tym, jak trudno prowadzi się takie sprawy i jak często wyroki są uchylane, opowiada Maciej Bednarkiewicz, adwokat, były prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, w rozmowie z Agatą Łukaszewicz.

Publikacja: 25.02.2013 08:16

Proces Katarzyny W. rozstrzygną biegli

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

W latach 60. brał pan udział w najsłynniejszym w Polsce powojennej procesie poszlakowym, tzw. procesie Bielaja. Oskarżono go o zabójstwo dr Kamińskiej, lekarki z Płocka, która zaginęła w 1970 r. Ciała nigdy nie znaleziono. Pamięta pan jeszcze dziś tę sprawę?

Maciej Bednarkiewicz:

Tak. Nigdy jej nie zapomnę. Ani wcześniej, ani później nie przytrafił mi się już tak ciekawy proces.

Ciężko było?

Tak. Jako obrońca z urzędu Bielaja miałem przeciwko sobie całą opinię publiczną. W dodatku ten człowiek nie wzbudzał moich szczególnie ciepłych uczuć. To był klasyczny proces poszlakowy. Nie było ciała ofiary i w pewnym sensie ułatwiało mi to pracę. To była moja główna linia obrony. Skoro nie odnaleziono ciała, nie można było ustalić bezspornej przyczyny śmierci kobiety. Przekonywałem wtedy sąd, że nie można wykluczyć, iż zmarła na atak serca. A skoro wykluczyć nie można, to Bielaja nie można skazać za zabójstwo.

Udało się panu go wybronić?

Od zarzutu zabójstwa tak. Dostał 15 lat więzienia za porwanie i wymuszenia rozbójnicze. Te zarzuty zostały udowodnione bezspornie. Poszlak było bardzo wiele. Bielaj odsiedział wyrok od pierwszego do ostatniego dnia kary, a nawet więcej – 15 lat kary i trzy lata dodatkowo za niezapłaconą grzywnę.

Nie bez powodu pytam o najsłynniejszy proces poszlakowy sprzed lat. Kilka dni temu katowicki sąd rozpoczął równie głośny proces – zabójstwa  Madzi z Sosnowca. Na ławie oskarżonych zasiada matka dziewczynki – kobieta, która jeszcze przed rozpoczęciem procesu w oczach opinii społecznej została uznana za winną i skazana. Rozumie pan społeczną histerię, jaką wywołuje ten proces?

Nie rozumiem. Według mnie ta gigantyczna histeria została zbudowana przez media, i to te nie najwyższego lotu. Nie ma w tej sprawie najmniejszego elementu, który mógłby usprawiedliwiać takie społeczne zainteresowanie i taką społeczną ocenę dramatu: matka i dziecko, które nie żyje. Nie znam akt tej sprawy, ale uważam, że sąd będzie miał niełatwe zadanie. Myślę, że podstawowa kwestia do wyjaśnienia to ustalenie przyczyn zgonu dziecka, daty i okoliczności. To klucz do wszystkiego.

Uważa pan, że to dobrze, że proces Katarzyny W. będzie jawny? Sąd zabronił wprawdzie relacji na bieżąco, ale publiczność i media mogą być obecne na sali rozpraw. Nie unikniemy więc relacji z każdego dnia rozprawy.

Mam mieszane uczucia. Największe wrażenie do tej pory zrobił na mnie proces O.J. Simpsona w Stanach Zjednoczonych. Został uniewinniony ewidentnie w wyniku ogromnej presji społecznej. Przyznał to zresztą potem Sąd Najwyższy. Na sali było dużo kamer, publiczność. Media zbudowały niebywałą sympatię do oskarżonego. Ława przysięgłych działała pod wpływem ogromnej presji i emocji i uznała – niewinny. Następny proces, który się odbył (odszkodowawczy), już nie był jawny. Sąd zamknął salę rozpraw dla mediów i publiczności. Tym samym uznał, że wpływ mediów i opinii społecznej na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości jest negatywny.

My nie mamy ławy przysięgłych. Nie ma więc takiego zagrożenia.

Takiego nie. Polski sąd nie może wydać wyroku opartego wyłącznie na emocjach. Musi go rzetelnie uzasadnić, najpierw ustnie, a potem pisemnie. Uważam jednak, że dla merytorycznego rozpoznania sprawy lepiej byłoby, gdyby sąd pracował w spokoju i wyłączył jawność, żeby biegli czy świadkowie nie byli faszerowani całymi dniami relacjami z każdej rozprawy. Sąd nie komentuje dowodów, robią to dziennikarze, często bardzo nierzetelnie. I nie posądzam wszystkich o złą wolę, tylko brak wiedzy. To proces poszlakowy, więc i tak nie będzie łatwy.

Nie uważa pan, że społeczeństwo mogłoby skorzystać, patrząc na przebieg rozprawy? Wiedza na temat tego, jak pracuje wymiar sprawiedliwości, jak wygląda rozprawa przed sądem, jest u nas bardzo słaba.

Jeśli społeczeństwo ma rzeczywiście skorzystać na tym procesie, to powinno usłyszeć wyrok i jego uzasadnienie. To, co dziś się dzieje wokół tej sprawy, przypomina jakiś obłęd. Ludzie szukają taniej sensacji, a nie dojścia do prawdy.

Katowicki proces jest procesem poszlakowym. Na czym polega jego nadzwyczajność?

Na tym, że nie ma dowodu bezpośred- niego, są tylko pośrednie, czyli zapachy, odciski, opinie biegłych. Sąd musi więc ocenić każdy dowód, ustalić, który z nich przyjmuje za wiarygodny, a którego nie. Musi podać, które fakty uznaje za udowodnione, a co do których dowodu nie znalazł. Proces Katarzyny W. rozstrzygną biegli. To oni muszą odpowiedzieć na pytanie, jaka była przyczyna śmierci dziecka i jak do niej doszło.

Tylko tyle? Mówi się, że ten proces potrwa latami. Po pierwszej rozprawie kolejny termin zaplanowano dopiero za dwa tygodnie.

Nie, to tylko początek, ale najważniejszy. Bezsporne jest tylko to, że dziecko nie żyje. Biegli odpowiedzą – z jakich powodów. I dopiero wtedy zaczyna się praca nad ustaleniem, kto to zrobił. I nie wystarczy ustalić, że to X jest sprawcą. Trzeba udowodnić, że ta osoba była zdolna to zrobić, była na miejscu zdarzenia itd. To wcale nie jest proste.

Kiedyś byłem pełnomocnikiem człowieka, który przyznał się do zabójstwa swojego brata. W wyniku bardzo długiego procesu sąd udowodnił, że kłamał. Broniłem go wbrew niemu. Udowodniliśmy, że fakty, które podawał, w zestawieniu z dowodami bezspornymi – zdjęciami, badaniami biologicznymi – w ogólne nie mogły zaistnieć.

Przyznanie się do winy nie jest królową dowodów?

Nie. To dowód ważny, ale jak każdy inny trzeba go zweryfikować z innymi. Sąd, który orzeka w procesie poszlakowym, musi zebrać w jeden nierozerwalny łańcuch wszystkie poszlaki. Te muszą nie tylko tworzyć całość, ale i wykluczać każdą inną wersję zdarzenia i inną osobę jako sprawcę.

Wyroki w procesach poszlakowych są jednak często uchylane.

Tak właśnie się dzieje. Wysiłek sądu pierwszej instancji nie polega na budowaniu dowodów czy ich zbieraniu. Powiem więcej – nie wystarczy przekonanie sądu, że było tak, jak orzekł. Do tego musi dojść uzasadnienie, i to w taki sposób, żeby można było wykluczyć inną wersję.

W sprawie Katarzyny W. wszystko zależy od tego, jaką koncepcję przyjmie obrona. Z prasy wiem, że zamierza się bronić stresem okołoporodowym. Jeśliby tak rzeczywiście było, to przestaje to być proces poszlakowy. Musiałoby dojść do przyznania się. Wówczas znów biegli psychiatrzy będą musieli przesądzić, czy kobieta działała pod wpływem takiego stresu. To nie jest kwestia trudna do udowodnienia.

Sąd orzekający w procesie poszlakowym o zabójstwo, który cieszy się tak ogromnym zainteresowaniem mediów, opinii społecznej, musi być jakoś szczególnie odważny, by orzec o uniewinnieniu.

Jeśli sąd wykonuje swoją pracę rzetelnie, mając odpowiednią wiedzę, to ta odwaga przychodzi mu łatwo. Potrafi on rzeczowo udowodnić swoje stanowisko. Proszę pamiętać, że każdy proces poszlakowy rozpoczyna się od wersji podawanej przez prokuraturę. Jeśli sąd ograniczy się do potwierdzenia tej wersji, to jego praca będzie mniej twórcza. Kiedy jednak po stronie obrony znajdą się dowody, że mogło być inaczej albo z których będzie wynikało, że były co najmniej dwie, trzy inne osoby, które również miały interes, by zabić, to wtedy sędziemu jest łatwiej.

Łatwiej? Przecież w takiej sytuacji ma więcej pracy. I sama sprawa trwa dużo dłużej.

Tak, ale ma też większą pewność, że wyrok nie zostanie uchylony przez sąd odwoławczy. Całkiem niedawno w dużym procesie, który toczy się w Łodzi, też poszlakowym, Sąd Apelacyjny, uchylając wyrok skazujący wydany przez sąd niższej instancji, wskazał, że wersja przyjęta przez sąd wyrokujący nie jest wersją jedyną. W śledztwie był bowiem rozważane inne wersje zdarzenia, których potem sąd w trakcie procesu nie wykluczył. Nie wystarczy więc powiedzieć: wybieram jedną wersję. Sąd musi wykazać, że pozostałe były niemożliwe. Tamta sprawa wróci do ponownego procesu.

Coraz więcej procesów ma charakter poszlakowy. Jest jakiś powód, że ich liczba rośnie?

Był taki okres, kiedy prokuratura pracowała jedną metodą: przyznanie się traktowała jak królową dowodów. A to nie tędy droga. Zawsze byłem przeciwny aresztowi wydobywczemu. A tą właśnie metodą prowadzono wiele poważnych spraw w Polsce. Ludzie siedzieli w kryminale do tzw. skruszenia, po kilka miesięcy, po latach byli uniewinniani.

Sam miałem klienta, który był aresztowany przez sześć miesięcy, po 15 latach go uniewinniono i nawet pies z kulawą nogą nie powiedział „przepraszam". Człowiek stracił szansę na normalne życie, ale co to kogo obchodzi. Organy ścigania tak mocno wierzyły w moc sprawczą i wartość dowodu przyznania się czy pomówienia, że kiedy ten padał w sądzie, nie miały w zanadrzu nic innego. Tak więc –podsumowując – powodem dużej liczby procesów poszlakowych jest bezgraniczna wiara policji i prokuratury, że najważniejszym z dowodów jest dowód osobowy.

A to nieprawda?

Nieprawda. Nie szukają dowodów rzeczowych, które często mają pod ręką, nie zabezpieczają ich. W sprawach gospodarczych nie robią rzetelnych analiz finansowych, nie zabezpieczają dokumentów. To rzecz nie do odrobienia. Dowód zatarty przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Kiedy akt oskarżenia upada w sądzie, sprawca pozostaje bezkarny. I taka wiadomość idzie w świat. Nic dziwnego, że społeczeństwo tak nisko ocenia pracę organów ścigania. Ludzie nie rozumieją, że aby kogoś skazać, sąd nie może mieć najmniejszych wątpliwości, że to sprawca.

Trudno jest być obrońcą w procesie poszlakowym?

Trudniej jest być prokuratorem w takich sprawach. Nasza praca polega na tym, że zadajemy pytania, podważamy jakość dowodów i ich wartość,dyskredytujemy zeznania świadków itd. Adwokat wraz z klientem obiera linię obrony i konsekwentnie ją realizuje. Nie mamy obowiązku kreowania wersji wydarzeń, a prokurator taki obowiązek ma.

Opinie Prawne
Marek Isański: Można przyspieszyć orzekanie NSA w sprawach podatkowych zwykłych obywateli
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"