Okazuje się jednak, że fiskus ma inne zdanie.

Zamiast liczyć na podatki, bawi się z pomysłowymi Polakami w kotka i myszkę.  Co gorsza, próbuje ich złapać w swoją sieć już na starcie, uniemożliwiając rozpoczęcie działalności. Nie chce nadać im numeru NIP, bo nie mają własnej siedziby. Urzędnikom nie podoba się, że pod jednym adresem działa kilka przedsiębiorstw.

Tymczasem wirtualne biura, czyli wspólne lokale dla kilku firm, to coraz popularniejszy sposób na obniżenie kosztów.  A te – jak wiadomo – oprócz podatków, są największą zmorą początkujących biznesmenów.

Co gorsza, fiskus, aby zastawić sidła, potrafi wykorzystać każdy przepis, nawet ten bardzo jasny i pozornie niebudzący wątpliwości. Minister Jacek Rostowski powinien w końcu przyjrzeć się poczynaniom swoich podwładnych i podjąć męską decyzję: łapiemy właścicieli firm czy pozwalamy im działać. Wybór wydaje się oczywisty. Jeśli fiskus nie odpuści małym przedsiębiorcom, budżet straci więcej. Okaże się bowiem, że nawet małym opłaca się uciekać na Cypr.

Zapewne z tego powodu kolejna nowelizacja budżetu nie będzie potrzebna, ale każdy właściciel firmy dobrze wie, że w przysłowiu: „ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka" jest dużo prawdy. Może minister Rostowski sięgnąłby więc do mądrości ludowej i wyjaśnił fiskusowi, na kogo powinien polować.