Pytanie jest tym bardziej aktualne, że coraz więcej sędziów uważa i potwierdza wyrokami, iż to ich ideał.
W rozpatrywanej przed kilku dniami sprawie o zachowek wytoczonej przez małoletnie wnuki sąd rejonowy ich żądanie oddalił, gdyż adwokat powodów ograniczył się do wskazania szacunkowej wartości spadku, a nie wystąpił o powołanie rzeczoznawcy. Sąd okręgowy nie miał pewności, czy to poprawne zachowanie, i zapytał Sąd Najwyższy, a ten błąd naprawił. Ile jednak takich formalnych (i niesprawiedliwych) wyroków uprawomocnia się w Polsce?
Niedostateczną aktywność sędziów mogliśmy oglądać niedawno, gdy ujawniły się zaniedbania w pracy Państwowej Komisji Wyborczej, złożonej z sędziów. Kryzys ten, moim zdaniem, potwierdza tylko, że swego rodzaju nieaktywność jest dla wielu z nich standardem, a nawet cnotą.
Nie chodzi tu moim zdaniem o ułatwienie sobie pracy, choć i takie mogą być motywacje, ale o nieaktywność ideologiczną. Sędziowie uważają, że mają rozstrzygać tylko na podstawie dowodów, które strony im przedstawią, każda zaś sugestia, pouczenie dla podsądnego, a tym bardziej zgłoszenie dodatkowego dowodu, może rodzić podejrzenia, że sędzia sprzyja którejś ze stron.
Ten model może byłby dobry, gdyby przed sądem stawały osoby kompetentne, reprezentowane przez równie sprawnych prawników, ale do tego daleko. Pamiętam, jak sędzia karny, bardzo aktywny na sali rozpraw, powiedział na korytarzu: – Muszę obronić oskarżonych, bo adwokaci ich nie obronią (a byli to znani prawnicy). Może był w tym element przesady, ale też sporo prawdy.