Kadencyjność w samorządach

Rzadko bronię pomysłów Jarosława Kaczyńskiego.

Publikacja: 04.02.2017 07:00

Kadencyjność w samorządach

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki MZub Marian Zubrzycki

Rzadko mi się zdarza bronić legislacyjnych pomysłów i prawniczych opinii Jarosława Kaczyńskiego, ale tym razem muszę zrobić wyjątek. Chodzi o zarzut, że jego propozycja ograniczenia liczby kadencji organów samorządowych już od najbliższych wyborów narusza konstytucyjną zasadę niedziałania prawa wstecz. Krytycy zarówno z opozycji, jak i obozu władzy prześcigają się w cytowaniu łacińskiej zasady lex retro non agit, chyba nie bardzo zdając sobie sprawę, co ona tak naprawdę oznacza.

Chybiony zarzut

Ustalmy więc jedno: propozycja Jarosława Kaczyńskiego budzi wątpliwości nie dlatego, że jest nieracjonalna (bo nie jest) i działa wstecz (bo nie działa), lecz że może narusza inne standardy demokratycznego państwa prawa. W tej ostatniej sprawie musiałby się jednak wypowiedzieć Trybunał Konstytucyjny, pod warunkiem że działałby normalnie i że jego skład dawałby gwarancję obiektywnej kontroli konstytucyjności proponowanych w prawie wyborczym nowych rozwiązań legislacyjnych. Propozycja ograniczenia liczby kadencji organów samorządowych od najbliższych wyborów rodzi niepokój także z innego powodu: biorąc pod uwagę wiele wydarzeń z ostatnich kilkunastu miesięcy, można niestety podejrzewać istnienie w tej sprawie „drugiego dna" polegającego na budowaniu ordynacji wyborczej „pod siebie" i tym samym na sterowaniu wynikiem przyszłych wyborów. Ten problem był już jednak przedmiotem licznych komentarzy i spekulacji i nie ma sensu go tu rozwijać. Skupmy się może na próbie zdefiniowania, co naprawdę oznacza zasada lex retro non agit – trzeba bowiem dla dobra kultury prawnej rozwiać pewne mity, które politycy tylko podsycają.

W orzecznictwie sądowym to zdanie jest najczęściej cytowaną paremią i wiąże się z zagadnieniem tzw. retroaktywności prawa. Przyjmuje się, że w polskim języku prawniczym upowszechnił ją Stanisław Wróblewski, prawnik żyjący na przełomie XIX i XX w. W teorii prawa problem retroaktywności opisuje się następująco: „Norma prawna (...) ma wpływać na czyjeś postępowanie, a to możliwe jest jedynie w odniesieniu do postępowania przyszłego. Norma, która zakazywałaby lub nakazywała coś czynić w czasie, który minął, byłaby skrajnie niedorzeczna, bo takiego zakazu czy nakazu nie dałoby się zrealizować. Możliwe jest jednak, aby norma nakazywała w przyszłości wiązać konsekwencje prawne ze zdarzeniami, które rozegrały się w przeszłości, tzn. zanim weszła w życie. W takich sytuacjach norma wyznacza zachowanie możliwe, ale związane jest ze zdarzeniami czy stanami rzeczy, które zaistniały przed jej wejściem w życie i na które nie mamy już żadnego wpływu. Takie właśnie normy nazywa się normami retroaktywnymi" (Wronkowska 2003, s. 55).

W kręgu nieporozumień

Dodajmy, że paremii lex retro non agit towarzyszy chyba najwięcej nieporozumień i przekłamań. Jej kategoryczność sugeruje bowiem, że prawo istotnie nigdy nie działa wstecz, a ściślej rzecz biorąc, nigdy nie może działać wstecz. Tymczasem jest wręcz przeciwnie – postulat nieretroaktywności prawa jest wprawdzie ogólną i powszechnie akceptowaną zasadą, ale nie ma ona charakteru bezwzględnego i samo prawo przewiduje od niej wiele wyjątków. Dla przykładu wskażmy art. 3 k.c.: „Ustawa nie ma mocy wstecznej, chyba że to wynika z jej brzmienia i celu". Wspomniane nieporozumienia i przekłamania wynikają najprawdopodobniej z faktu, iż zasadę lex retro non agit, mającą szczególne znaczenie na gruncie prawa karnego, próbuje się niekiedy bezzasadnie rozciągać na cały system prawa.

Tymczasem nawet w prawie karnym bezwzględny charakter tej zasady jest ograniczony wyłącznie do ram wyznaczonych przepisem art. 42 ust. 1 konstytucji: „Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia. Zasada ta nie stoi na przeszkodzie ukaraniu za czyn, który w czasie jego popełnienia był przestępstwem w myśl prawa międzynarodowego" (por. także art. 1 § 1 k.k.: „Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto popełnia czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia"). Zwróćmy też uwagę, że nawet na gruncie prawa karnego bezwzględny charakter ma nie tyle zasada lex retro non agit w ogóle, ile, jeśli już, zasada lex severior poenalis retro non agit (ustawa karna surowsza nie działa wstecz) – innymi słowy, retroaktywny charakter może mieć ustawa łagodniejsza (lex benignior, lex mitior).

Politycy, dajcie sobie spokój

W orzecznictwie TK zasada lex retro non agit pojawia się relatywnie często w kontekście tzw. praw nabytych (zob. Zubik 2008, passim). W ostatnich latach najlepszym dowodem na problemy powstające na tle tej zasady mogą być kontrowersyjna uchwała SN z 20 grudnia 2007 r. (I KZP 37/07, OSNKW 2007, z. 12, poz. 86) i wydany w związku z nią wyrok TK z 27 października 2010 r. (K 10/08, DzU nr 205, poz. 1364). W literaturze dokonano krytycznej analizy tych orzeczeń właśnie przez pryzmat różnych sentencji łacińskich, co tylko potwierdza aktualność i ponadczasowość zawartych w nich mądrości prawniczych (Zajadło 2011). Trzeba też podkreślić, że w innym orzeczeniu (wyrok z 3 października 2001 r., sygn. K 27/01) TK uznał omawianą zasadę za „istotny element kultury prawnej współczesnych państw cywilizowanych, a także zasadniczy składnik porządku konstytucyjnego współczesnych ustrojów konstytucyjnych" (podaję za – Dajczak i in. 2012, s. 24).

W filozofii prawa na konieczność przestrzegania zasady niedziałania prawa wstecz zwracał uwagę Lon L. Fuller w swojej koncepcji wewnętrznej moralności prawa. Także jednak i on twierdzi, że nie mamy do czynienia z bezwzględnym zakazem retroakcji, raczej z pewnym aksjologicznym postulatem. Innymi słowy – lex retro non agit należałoby tłumaczyć jako „prawo co do zasady nie powinno działać wstecz". Taka modalność zakłada jednak istnienie pewnych dopuszczalnych i uzasadnionych wyjątków. Może więc lepiej istotę rzeczy oddaje inna łacińska paremia – lex prospicit, non respicit (ustawa [co do zasady] patrzy do przodu, a nie wstecz).

Na marginesie rodzi się pewien postulat pod adresem polityków – dajcie już spokój z odwoływaniem się do paremii prawniczych, bo najczęściej przekształcacie je w wyświechtane i wprowadzające w błąd slogany. Tak jak np. paremię dura lex, sed lex, którą zamiast pełnić swoją podstawową funkcję, służy za usprawiedliwienie post factum waszej nieracjonalnej, a czasami wręcz głupiej legislacji.

Autor jest profesorem, kierownikiem Katedry Teorii i Filozofii Prawa na Uniwersytecie Gdańskim

Rzadko mi się zdarza bronić legislacyjnych pomysłów i prawniczych opinii Jarosława Kaczyńskiego, ale tym razem muszę zrobić wyjątek. Chodzi o zarzut, że jego propozycja ograniczenia liczby kadencji organów samorządowych już od najbliższych wyborów narusza konstytucyjną zasadę niedziałania prawa wstecz. Krytycy zarówno z opozycji, jak i obozu władzy prześcigają się w cytowaniu łacińskiej zasady lex retro non agit, chyba nie bardzo zdając sobie sprawę, co ona tak naprawdę oznacza.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Opinie Prawne
Wandzel: Czy po uchwale SN frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO