Przewodniczył prezes Izby Cywilnej SN Dariusz Zawistowski, który według prezydenckich ministrów kieruje całym Sądem Najwyższym, bo – jak mówią – prezes Małgorzata Gersdorf jest w stanie spoczynku. Ciekawe, że sam sędzia Zawistowski tak nie uważa. W składzie byli też Jacek Gudowski i Wojciech Katner – zdaniem obozu prezydenckiego już w stanie spoczynku. Oni odwołali się do konstytucyjnej zasady nieusuwalności sędziów. I całe szczęście, że orzekali, bo to sędziowie mądrzy i autorzy podręczników, z których uczą się pokolenia kolejnych prawników. Teraz mieliby odejść.
Czytaj także: Dwóch sędziów na krótko zatrzymało zmiany w SN
Przeszliśmy od słów do czynów, więc dla SN nie mogło być wątpliwości, że Gudowski i Katner są czynnymi sędziami, skoro ten sam sąd zawiesił obowiązywanie przepisów o przenoszeniu sędziów w stan spoczynku, kiedy zadawał prejudycjalne pytania unijnemu Trybunałowi. Gdyby teraz SN uznał inaczej, byłby niekonsekwentny. Niekonsekwencją zgrzeszył za to prokurator na sali rozpraw SN. Gdyby reprezentował stanowisko zwierzchników, głośno by twierdził, że sąd jest źle obsadzony, bo zasiadają w nim sędziowie w stanie spoczynku. Nie zrobił tego – i dobrze dla sprawy, choć jego mogą spotkać nieprzyjemności.
Sędziom SN i Naczelnego Sądu Administracyjnego, którzy zwrócili się o zgodę na dalsze orzekanie (a poparła ich Krajowa Rada Sądownictwa), prezydent tej zgody udzielił. A w środę po południu siódemka sędziów SN odwołująca się do konstytucji otrzymała „zawiadomienia" od Andrzeja Dudy, że tego dnia przechodzą w stan spoczynku. Formalnego postanowienia prezydent nie wydał. Orzeczenie SN zawieszające te przepisy pominął. Na wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE nie poczekał. To już fakt prawny. Andrzej Duda odwołał się do automatyzmu prawa. To może nie wystarczyć, by przekonać do swych racji organy Unii Europejskiej. To nie jest tak wyimaginowana instytucja, jak wydaje się prezydentowi. A Trybunał UE to nasz sąd.