Więzienne przypadki

Łatwo w polskich więzieniach popełnić samobójstwo, łatwo umrzeć „z przyczyn naturalnych”. Ale dlaczego zdarza się to więźniom, którzy znają ważne tajemnice na temat najgłośniejszych i ciągle niewyjaśnionych morderstw? – pyta publicysta

Publikacja: 05.01.2010 23:54

Jerzy Jachowicz

Jerzy Jachowicz

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Nadmierny tłok panujący w naszych więzieniach, brak pieniędzy na podstawowe wyposażenie zwiększające bezpieczeństwo osadzonych i pracowników, rozsypujące się budynki sprzed 100 lat, brak elementarnej opieki medycznej – to główne przyczyny katastrofalnego stanu polskich więzień. Wszystko to sprzyja dziwnym „przypadkowym” zgonom.

Specjaliści od lat alarmują o zagrożeniach. Państwo te ostrzeżenia najwyraźniej ma w nosie.

[srodtytul]Umiera chłop na schwał[/srodtytul]

Tragiczna seria zgonów niewygodnych osób w polskich więzieniach trwa. W odstępie półtora roku znaleziono ciała powieszonych trzech bandytów, porywaczy i zabójców Krzysztofa Olewnika. W ostatnią niedzielę w celi aresztu śledczego odkryto zwłoki gdańskiego gangstera Artura Zirajewskiego obciążającego Edwarda Mazura jako zleceniodawcę zabójstwa gen. Marka Papały. Władze więziennictwa tłumaczą, że w kolejnych zgonach trójki kryminalistów ze sprawy Olewnika nie ma nic niezwykłego. Były to zwyczajne samobójstwa. Śmierć Zirajewskiego, członka „klubu zabójców”, nastąpiła zaś z powodów naturalnych. Chłop na schwał zmarł na zator płucny w więziennym szpitalu.

Ministerstwo Sprawiedliwości nie zdołało dotychczas przekonać opinii publicznej (czytaj: dostarczyć jej dowodów), że za tymi czterema zgonami nie kryją się żadne tajemnice. Z każdą kolejną śmiercią pojawiało się coraz więcej wątpliwości. Jak to możliwe? – pytano. Władze więzienne wiedziały już, że samobójstwo popełnili Wojciech Braniewski, herszt bandy porywaczy Krzysztofa Olewnika (w nocy z 18 na 19 kwietnia 2007 r.), i Sławomir Kościuk, który pomagał przy duszeniu ofiary (4 kwietnia 2008 r.).

Po śmierci Zirajewskiego pojawiły się kolejne pytania. Dlaczego nie w pełni wyleczonego skazanego przeniesiono ze szpitala publicznego, w którym miał zapewnioną właściwą i całodobową opiekę lekarską, do szpitala więziennego, gdzie warunki z natury rzeczy są gorsze? Jeśli się obawiano, że Zirajewski sam sprowokował chorobę i planował ucieczkę z publicznego szpitala, wystarczyło zwiększyć ochronę w stopniu, który by pacjenta po prostu odstraszył od tego karkołomnego przedsięwzięcia.

[srodtytul]Walka o byt[/srodtytul]

Skoro nikt nie potrafi wyjaśnić, jak to możliwe, że w polskich więzieniach umierają ważni świadkowie, to może przyjrzyjmy się sytuacji w zakładach karnych.

Większość patologii oraz negatywnych zjawisk w polskich więzieniach wywołuje przeludnienie. Tłok utrzymuje się od 2000 r. W zakładach karnych i aresztach śledczych siedziało zwykle ok. 15 tys. więźniów ponad kodeksową normę, która wynosi 3 mkw. powierzchni mieszkalnej na więźnia. Polskie przepisy dopuszczają jednak stosowanie wyjątków od tej zasady przez krótki czas, a dyrektorzy zakładów karnych i aresztów śledczych nagminnie z tej możliwości korzystają.

W 2009 r. nastąpiła niewielka statystyczna poprawa. Ale jest to swoistego rodzaju oszukiwanie polskiej opinii publicznej. Bo od lat Europejski Trybunał Praw Człowieka domaga się – jak do tej pory bezskutecznie – wprowadzenia u nas europejskiej normy 4 mkw. powierzchni mieszkalnej na osadzonego. W innych krajach Europy są odpowiednie, czasem wręcz komfortowe, warunki do odsiadki, a w pojedynczych celach siedzą ci, którzy z różnych powodów w takich warunkach powinni być przetrzymywani. U nas nawet ci więźniowie, których należałoby izolować, siedzą w wieloosobowych celach. Nie wspominając już o nieodpowiednich warunkach sanitarnych, niedostatecznym dopływie powietrza, niewystarczającym oświetleniu do czytania.

W takich sytuacjach w celach zaostrza się walka o byt. Silniejsi znęcają się nad słabszymi. Rodzą się napięcia i konflikty.

[srodtytul]Agresja i lęk strażników[/srodtytul]

Niestety, na skutek przeludnienia Służba Więzienna nie jest w stanie odpowiednio wykonywać swoich obowiązków. Poczucie bezpieczeństwa spada nie tylko wśród więźniów, ale też wśród strażników. Cały wysiłek służb penitencjarnych koncentruje się na łagodzeniu konfliktów między osadzonymi oraz zapobieganiu sytuacjom groźnym dla bezpieczeństwa i porządku.

Nic dziwnego, że w takiej sytuacji działalność wychowawcza zostaje zawieszona na kołku. Strażnicy są nieustannie sfrustrowani. Towarzyszy im stały lęk przed niesubordynowanymi więźniami, co wywołuje u nich agresję. A skutkiem jest znacznie zmniejszona czujność. Niby cały czas obserwują celę, a nad ranem znajdują w niej powieszonego więźnia...

Nie jest też zwykłym narzekaniem przypomnienie, że strażnicy więzienni w porównaniu z innymi służbami mundurowymi zarabiają niewiele. Dlatego tak chętnie korzystają z okazji do dodatkowego zarobku. Bywa, że to zarobek nielegalny – pieniądze można dostać za dostarczanie więźniom nie tylko grypsów, ale też alkoholu, narkotyków czy telefonów komórkowych.

[srodtytul]Bez lekarza po godzinach[/srodtytul]

Brak pieniędzy w więziennictwie oznacza nie tylko kłopot z zarobkami strażników. Nie ma pieniędzy na zamontowanie skutecznego monitoringu, ale też nie pozwala na to architektura wielu więzień, choćby kształt pomieszczeń, które były budowane czasem nawet ponad 100 lat temu. Ponad 2/3 polskich zakładów karnych to budynki sprzed I wojny światowej. Wiele z nich przekształcono na więzienia z klasztorów, koszar, szkół. Niektóre przypominają raczej dworcowe przechowalnie bagażu niż miejsca, w których osadzeni mieliby odpowiednie warunki do odsiadki, a strażnicy do ich pilnowania.

Wspomniałem już o więziennej służbie zdrowia. To kolejna klęska systemu penitencjarnego. Niecałe pół roku temu rzecznik praw obywatelskich alarmował, że w więzieniach i aresztach coraz trudniej o wykwalifikowaną kadrę medyczną. I nie chodzi o lekarzy specjalistów, o ginekologa, kardiologa czy chirurga, ale o lekarzy pierwszego kontaktu.

Bardzo poważnym kłopotem jest brak psychiatrów. Na warszawskim Grochowie, gdzie siedzi 500 kobiet, jest jeden lekarz tej specjalności. Nietrudno sobie wyobrazić, ile miesięcy musi czekać pacjentka z kłopotami psychicznymi na spotkanie z lekarzem. Poza kolejką dostanie się tylko wtedy, gdy będzie już za późno na leczenie – kiedy oszaleje i trzeba będzie wiązać ją w kaftan bezpieczeństwa, aby szybko przetransportować do szpitala dla psychicznie chorych.

Co gorsza, skazani mogą korzystać z pomocy więziennych medyków i pielęgniarek jedynie w godzinach pracy administracji więziennej. A to znaczy, że po godz. 16 nie zostaną przyjęci przez lekarza.

W nagłych wypadkach więźniowie mogą korzystać z publicznej służby zdrowia. Ma ona obowiązek udzielania pomocy. Ale to przepis pozostający na papierze. Bardzo rzadko się zdarza, że po skazanego lekarze chętnie wysyłają ambulans, a potem, w publicznym szpitalu, zajmują się nim jak każdym innym pacjentem.

[srodtytul]100 zgonów[/srodtytul]

To wszystko powoduje, że w niespotykanej do tej pory skali nasiliły się różne choroby. Są żółtaczka, gruźlica, świerzb. Statystyki zgonów z najróżniejszych przyczyn w polskich więzieniach są przygniatające. Przeciętnie rocznie jest ich grubo ponad 100.

W tak dramatycznej sytuacji nie sposób się nawet dziwić, że mógł nastąpić cykl dziwnych samobójstw osób zamieszanych w porwanie Krzysztofa Olewnika, że niespodziewanie zmarł Artur Zirajewski, który miał wiele do powiedzenia w sprawie zabójstwa gen. Papały. Ale nadal trudno uwierzyć, że stało się to przypadkiem.

[i]Autor jest dziennikarzem śledczym tvp.info i publicystą. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku Polska” i „Dzienniku”[/i]

Nadmierny tłok panujący w naszych więzieniach, brak pieniędzy na podstawowe wyposażenie zwiększające bezpieczeństwo osadzonych i pracowników, rozsypujące się budynki sprzed 100 lat, brak elementarnej opieki medycznej – to główne przyczyny katastrofalnego stanu polskich więzień. Wszystko to sprzyja dziwnym „przypadkowym” zgonom.

Specjaliści od lat alarmują o zagrożeniach. Państwo te ostrzeżenia najwyraźniej ma w nosie.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem