Oczywiście można powiedzieć, że to wina rządu, który zamiast szukać sposobu likwidacji tak poważnych, wręcz absurdalnych dysfunkcji Temidy, całą energię kieruje na niszczenie czy przeformatowanie instytucji sądowych.
Czytaj także: Przyczyny przewlekłości procesów nie zawsze leżą po stronie sądu
Problem jest jednak nierozwiązywalny od lat, właściwie od zawsze. Nie pamiętam, ile było reform mających na celu usprawnienie procedur, przyspieszenie w sądach i likwidację przewlekłości.
Myślę, że były ich dziesiątki w ciągu dekad. Właściwie każdy kolejny minister sprawiedliwości stawiał sobie ambitny cel, aby zmierzyć się z wszechpotężnym przeciwnikiem. Zasiadając w gabinecie przy Al. Ujazdowskich, już miał diagnozę i pomysł, jak to zrobić. Wielu otrąbiło nawet zwycięstwo nad wielogłowym smokiem. A 22-letni proces trwał sobie w tym czasie w najlepsze, i nikomu nawet nie przyszło do głowy, że może coś w tej sprawie jest jednak nie tak.
Nie znam przepisu na reformę, która by to wszystko zmieniła. Mam jednak wrażenie, że nie wszystko tkwi w procedurze i paragrafach. Równie ważny może być sposób myślenia tych, którzy sprawy prowadzą. Czasem mam wrażenie, że częściej niż człowiek, który czeka na wyrok, ważniejszy jest dla nich fakt, że przewlekłość jest zgodna z procedurą, bo w ten sposób znajdują usprawiedliwienie dla zbyt długiego procesu. Może gdyby zmienili perspektywę patrzenia, poszukali ścieżek, mostów i dróg, aby wyjść z proceduralnej pętli, coś by się zmieniło?