Reklama

Włodzimierz Nykiel: Przed sądem występowałem w pożyczonej todze

Jak zostałem prawnikiem... - opowiada prof. Włodzimierz Nykiel, rektor Uniwersytetu Łódzkiego

Publikacja: 20.01.2015 15:12

prof. Włodzimierz Nykiel

prof. Włodzimierz Nykiel

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Rz: Podobno z sędzią Tarno objechał pan syrenką Polskę.

Włodzimierz Nykiel: Za czasów studenckich w pięć osób samochodem jeździliśmy na wakacje. Syrenka często się psuła, ale podczas wspólnych wypraw nigdy nie odmówiła posłuszeństwa. Zwiedziliśmy całe Wybrzeże. Bagaże umieszczaliśmy między innymi na dachu. Pamiętam, że pasażer przy kierowcy trzymał nogi w misce. Nigdzie się już nie mieściła, a na biwaku była niezbędna. Mistrzem w pakowaniu był Jan Paweł Tarno, dziś profesor Uniwersytetu Łódzkiego i sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Dlaczego wybrał pan zawód prawnika? Pana ojciec i dziadek byli piekarzami.

Rzeczywiście, prawników w rodzinie nie było. Część mojej rodziny uprawiała ziemię. Z tej części wywodzą się działacze ludowi. Brat mojej babci, Franciszek Plocek, był posłem i senatorem II Rzeczypospolitej. W Łodzi jest nawet ulica jego imienia. Inna część rodziny, w tym moi dziadkowie i rodzice, byli rzemieślnikami.

Ja chciałem zostać geografem. Z przyjemnością czytałem „Poznaj świat" i „Kontynenty".

Reklama
Reklama

To dlaczego pan nie został?

W ostatniej klasie liceum nauczycielka geografii przekonywała mnie, że po geografii są gorsze perspektywy zawodowe niż po prawie.

Nie żałuje pan wyboru?

Nie, ale wciąż lubię geografię. Kolekcjonuję atlasy geograficzne. Interesują mnie w nich poza samym obrazem Ziemi także aspekty kulturowe czy historyczne.

Czy zawsze chciał pan pracować na uczelni?

Już pod koniec studiów uważałem, że praca na uczelni jest pociągająca. Jako student prowadziłem zajęcia z logiki. Po studiach zaproponowano mi więc pracę w Katedrze Logiki UŁ. Bardzo szybko się na to zgodziłem, ale po pewnym czasie się okazało, że nie ma dla mnie etatu. Nie mogłem czekać. Wtedy prof. Natalia Gajl zaproponowała mi pracę w Katedrze Prawa Finansowego. Pojawiały się też propozycje wykładania filozofii, bo dwa lata ją studiowałem, ale ostatecznie z nich nie skorzystałem.

Reklama
Reklama

Jako asystent na uczelni pełnił pan funkcję opiekuna gości zagranicznych.

Rzeczywiście zajmowałam się tym kilkanaście lat. Dzięki temu spotykałem wybitnych profesorów z wielu krajów. Rektora Sorbony poznałem na przykład wcześniej niż własnej uczelni.

Pamiętam, że podczas stanu wojennego przyjechał do nas profesor z Japonii. Miałem go odebrać na dworcu. Kiedy przyjechał, od razu do niego podszedłem i przedstawiłem się. Bardzo był zaskoczony, że go rozpoznałem. Pytał, jak to zrobiłem. Był jedynym Azjatą na peronie.

Był pan sędzią Trybunału Stanu, m.in. w sprawie afery alkoholowej. Jak się pan czuł jako sędzia?

To się okazało dużym wyzwaniem. Wiele rzeczy było dla mnie nowością. Kolega z wydziału, prof. Tomasz Grzegorczyk, zorganizował dla mnie przyspieszony kurs postępowania karnego.

Do momentu wyboru na rektora byłem też adwokatem, ale z nietypową praktyką. Przede wszystkim dla różnych podmiotów pisałem opinie z dziedziny prawa podatkowego.

Reklama
Reklama

Mogę dodać, że  wygrałem wszystkie sprawy, w których występowałem przed sądem. W domu żartowałem nawet, że niewielu adwokatów może się pochwalić takim wynikiem. Tyle że przed sądem występowałem dwa razy, zresztą w pożyczonej todze.

—rozmawiała Katarzyna Wójcik

Opinie Prawne
Marek Kobylański: KSeF, czyli świat nie kończy się na Ministerstwie Finansów
Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz: Kto obroni wolność słowa w sieci?
Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Dwa lata rządu, czyli zawiedzione nadzieje
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama