Ktoś zapyta, jak to możliwe. Przecież na emeryturę składamy całe życie zawodowe. Mogłoby się wydawać, że wkładając nieco wysiłku w matematyczne działanie, dobrze oszacujemy, jakiego świadczenia się spodziewać. Niestety, wynik nie zależy tylko od matematyki, ale też od wskaźników waloryzacji składek zebranych na koncie emeryta. Nie mają one, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nic wspólnego z logiką. ZUS ma jednak obowiązek je stosować. Nie wiedzieć czemu akurat w czerwcu przepisy zobowiązują do stosowania wskaźnika rocznej waloryzacji – w wysokości 1–2 proc., a w pozostałych miesiącach kwartalnej – która zwykle wynosi 12 proc., a nawet więcej.
Przypomina się cytat z filmu „Poszukiwany, poszukiwana": „Ja pracuję nad doniosłym wynalazkiem! Chodzi o potwierdzenie procentu cukru w cukrze w zależności od podziemnego promieniowania na tym terenie. Bo na przykład w jednym sklepie, po rocznym leżeniu na półkach, cukier ma 80 proc. cukru w cukrze, a w drugim sklepie ma 90 proc. cukru w cukrze. A sacharyna to ma w ogóle 500 proc. cukru w cukrze".
Wskaźnik waloryzacji wpływa na wysokość przyszłej emerytury. Jeśli ktoś się na nią już wybierze, to potem będzie z niej żył. Jeśli złoży wniosek w czerwcu, czeka go kara: niższe świadczenie. Zapytam więc: dlaczego ZUS, za przyzwoleniem rządu, od lat karze ludzi tylko z powodu daty przejścia na emeryturę? Jeśli ktoś pracował kilkadziesiąt lat, miesiąc nie powinien robić aż takiej różnicy. Na zdrowy rozum to oczywiste. Tak też podpowiada poczucie sprawiedliwości.
Jeśli więc urzędnicy mieli moc, by ustanowić skomplikowane zasady waloryzacji świadczeń, mają również moc, by te przepisy doprowadzić do takiego stanu, by nie karały ludzi według absurdalnych zasad. Bo cukru w cukrze powinno być zawsze tyle samo.