Reklama

Tomasz Pietryga: Premier nie może być pieniaczem

Na portalu tygodnika „Washington Examiner” premier Mateusz Morawiecki udowodnił, że nie ma żadnego wyczucia w sprawie sądownictwa.

Aktualizacja: 19.12.2017 18:51 Publikacja: 19.12.2017 18:29

Tomasz Pietryga: Premier nie może być pieniaczem

Foto: www.washingtonexaminer.com

„Sędziowie przydzielani są do spraw przez swoich popleczników, bez publicznego nadzoru" – napisał. „Korzyści dla przyjaciół, zemsta dla rywali. Gdy sprawa wygląda na najbardziej dochodową, wymagane są łapówki. Postępowania czasem przedłużają się w nieskończoność – na korzyść bogatych i wpływowych pozwanych. Wymiar sprawiedliwości zbyt często jest niedostępny dla tych, którym brak politycznych wpływów i pokaźnych kont bankowych" – dodał.

Tak surowych ocen nie formułował dotąd nawet słynący z bardzo ostrego języka Zbigniew Ziobro. Nie mówiąc już o czołowych politykach PiS, zaprawionych w ostrych sporach o sądownictwo. Ich figury retoryczne okazują się wręcz subtelne w zestawieniu z ocenami Morawieckiego.

Nowy premier w kilku zdaniach, owszem, przedstawił obraz sądownictwa, ale tego gdzieś z republik zakaukaskich. To retoryka godna pieniaczy sądowych, a nie szefa polskiego rządu. Słowa, że sędziowie są skorumpowani, że wyroki się kupuje, w ogóle nie powinny paść. Chyba że idą za nimi wiarygodne dane potwierdzające stawiane tezy. Tych jednak zabrakło.

Dziś sądy działają źle, przewlekle, a sędziowie są odizolowani od kontroli społecznej. Takich zarzutów, jakże słusznych, można wymienić z tuzin, przekonując do koniecznych reform. Od premiera należy oczekiwać większego wyczucia i znajomości rzeczy. Nie musi jako ekonomista znać realiów sądowych, jednak od czego ma doradców. Chodzi przecież o batalię o sądownictwo, którą od dwóch lat prowadzi jego obóz polityczny i którą Jarosław Kaczyński traktuje jako priorytet.

Walenie cepem na oślep nie przystoi. Stawia pod znakiem zapytania format polityczny i wyczucie premiera. Bo jeżeli jego przyjście miało łagodzić wizerunek PiS, to wypowiedzi o sądach temu przeczą.

Reklama
Reklama

Morawiecki musi pamiętać, że nie jest już tylko wicepremierem, superministrem od ekonomii, snującym wielkie wizje gospodarcze, łatającym system podatkowy. Przyjmując tekę premiera, wziął na siebie cały inwentarz obozu władzy, ten niewygodny, kontrowersyjny, dotyczący również reformy wymiaru sprawiedliwości. Zapewne wie, że przyklejenie mu łatki łamiącego konstytucję antydemokraty to tylko kwestia czasu, że wpisane jest to w jego polityczny kod.

Dostrajając się do nastrojów i poziomu emocji w PiS w sprawie sądów, nie może być „świętszy od papieża", bo stanie się groteskowy i niewiarygodny nawet we własnych szeregach.

„Sędziowie przydzielani są do spraw przez swoich popleczników, bez publicznego nadzoru" – napisał. „Korzyści dla przyjaciół, zemsta dla rywali. Gdy sprawa wygląda na najbardziej dochodową, wymagane są łapówki. Postępowania czasem przedłużają się w nieskończoność – na korzyść bogatych i wpływowych pozwanych. Wymiar sprawiedliwości zbyt często jest niedostępny dla tych, którym brak politycznych wpływów i pokaźnych kont bankowych" – dodał.

Tak surowych ocen nie formułował dotąd nawet słynący z bardzo ostrego języka Zbigniew Ziobro. Nie mówiąc już o czołowych politykach PiS, zaprawionych w ostrych sporach o sądownictwo. Ich figury retoryczne okazują się wręcz subtelne w zestawieniu z ocenami Morawieckiego.

Reklama
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Czy minister Żurek idzie na rympał?
Opinie Prawne
Stanisław Szczepaniak: Ratowanie tonącego szpitala to nie znachorstwo
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Matka-Polka, ojciec bezpaństwowiec
Opinie Prawne
Marek Kutarba: Czy prezydent kupuje głosy na koszt naszych dzieci
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Cel uświęca środki, czyli jak wyjść z kryzysu konstytucyjnego
Reklama
Reklama