Mariusz Kamiński - pomnik pisowskiego państwa

Przez ostatnie dwa lata obecny szef CBA posunął się zbyt daleko, by teraz sobie cichutko egzystować jak inni urzędnicy przejęci z rządu Kaczyńskiego – pisze publicysta

Publikacja: 24.01.2008 05:16

Red

Premier Tusk twierdzi, że ma ograniczone zaufanie do Mariusza Kamińskiego, ale go nie odwoła, bo nie widzi powodów formalnych, a nie chce naginać prawa.

Po długim okresie woluntaryzmu w polskiej polityce jest to stanowisko zasługujące na szacunek i cenne z punktu widzenia pedagogiki społecznej. Po Leszku Millerze, który zniszczył służbę publiczną, lawirując między przepisami, demonstrowanie szacunku dla ducha i litery prawa trudno jest przecenić. Po Jarosławie Kaczyńskim, który często mówił o impossybilizmie prawnym i demonstrował poczucie, że jako premier może robić niemal wszystko, co uważa za dobre, a prawo trzeba dostosowywać do woli politycznej rządzących, przywrócenie atmosfery pokory wobec prawa jest sprawą niezwykle ważną. Bo bez tej pokory państwo prawa – czyli współczesna demokracja i rynek – nie mogą dobrze działać.

Zostawienie szefa CBA w spokoju jest jednak inwestycją kosztowną i ryzykowną. Kosztowną, bo Mariusz Kamiński jest nie tylko urzędnikiem państwowym, którego działanie reguluje prawo. Jest także politykiem – pomnikiem pisowskiego modelu państwa. Modelu, którego ocena była głównym przedmiotem ostatniej kampanii wyborczej i który w tych wyborach został odrzucony. Dzięki temu Donald Tusk jest premierem.

Pozostawiając Kamińskiego na czele CBA, Tusk rezygnuje więc z części wyborczego mandatu. Skoro symbol poprzedniej władzy może na swoim miejscu pozostać, to znaczy, że ta władza nie była aż tak zła, jak ją PO opisywała w kampanii wyborczej. A skoro tak, to może jej powrót nie jest aż tak groźny, jak się wydawało i jak nam PO mówiła.

Co więcej, skoro zdaniem premiera teatralizacja wymiaru sprawiedliwości, w której Kamiński brał aktywny udział, nie jest złem uzasadniającym dymisję, jeśli konferencje prasowe w formie spektakli nienawiści zdaniem premiera nie naruszają prawa, to właściwie dlaczego na czele wymiaru sprawiedliwości nie miałby znów stanąć Ziobro? I czemu premierem nie miałby znów być Jarosław Kaczyński?

Nawet jeżeli tego rodzaju pytania dziś jeszcze brzmią dość egzotycznie, to ta egzotyczność będzie oczywiście topniała, w miarę jak popularność Platformy będzie się kruszyła na rafach rzeczywistości – roszczeń, wstrząsów gospodarczych, złożoności polityki międzynarodowej.

Jest to także decyzja dla obu stron ryzykowna, oparta na założeniu w dużym stopniu samounieważniającym się. Mariusz Kamiński ma bowiem do wyboru dwie drogi. Może działać nadal tak, jak działał pod rządami PiS, czyli teatralizować, organizować spektakle szybkiego i łatwego potępienia, budować atmosferę miękkiego terroru.

Dla Tuska i znacznej części jego partii, a zwłaszcza dla wyborców PO, byłoby to trudne do zaakceptowania. Musiałoby więc dojść do otwartego starcia i zapewne dymisji. Wówczas zaś – jeśli prawo nie ulegnie zmianie – powstanie pytanie, dlaczego prowadzone pod rządami PiS działania w stylu akcji przeciw doktorowi G., Andrzejowi Lepperowi czy posłance Sawickiej nie były (zdaniem Tuska) wystarczającym powodem dymisji, a podobne działania pod rządami PO miałyby nimi być.

Kamiński może też oczywiście zmienić swój styl działania. Może zacząć działać ostrożnie i z umiarem. Wówczas jednak powstanie pytanie, jak prawnie uzasadnić zmianę i czy nie ma ona przypadkiem politycznych korzeni, czego ustawa o CBA zabrania i co mogłoby być przyczyną dymisji.Inaczej mówiąc – przez ostatnie dwa lata Mariusz Kamiński posunął się zbyt daleko, by teraz sobie cichutko egzystować, jak wielu innych wysokich urzędników przejętych z poprzedniego rządu.

I w odróżnieniu od nich raczej nie ma szansy urzędować niezauważenie czy bezkolizyjnie, czyli bez szkody dla obecnej władzy.

W sprawie CBA Donald Tusk schował głowę w piasek państwa prawa. Ale – jak to w takich razach bywa – reszta ciała spod literek ustawy wystaje i tak czy inaczej za unik oberwie.

Autor jest publicystą tygodnika „Polityka”

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Muzeum Auschwitz to nie miejsce politycznych demonstracji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Zarzuty dla Morawieckiego. Historyczna sprawa, która podzieli Polskę
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Dlaczego Putin nie zatrzyma wojny? Jest kilka powodów
Opinie polityczno - społeczne
Ptak-Iglewska: Zazdrośćmy Niemcom frekwencji, najwyższej od czasów zjednoczenia
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie polityczno - społeczne
Marek Cichocki: Kto sięgnie po władzę w Europie
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”