Błaha w gruncie rzeczy informacja, iż Platforma Obywatelska odstąpiła cichcem od organizowania swoich dorocznych rekolekcji wielkopostnych, nabrała wymiaru symbolicznego. Istotnie, na pierwszy rzut oka widać, że władza postanowiła ratować się przed spadkiem popularności odgrzewaniem antyklerykalnych emocji z początków transformacji: znowu słyszymy o majątku Kościoła, o wydatkach na katechizację, o „mieszaniu się kleru do polityki" – cały repertuar labudowych oskarżeń i demagogii, odegrany i zapomniany dekadę temu.
Tym razem jednak jest to recykling. Emocje odgrzewane, na dodatek mało wiarygodne, gdy usiłują je organizować ludzie do wczoraj jeszcze próbujący zbijać popularność na czepianiu się sutanny kardynała Dziwisza i entuzjastycznym promowaniu Kościoła łagiewnickiego.
Nienawiść do krzyża
Czy jednak istotnie judzenie przeciw „pazernemu klerowi" może odwrócić uwagę od coraz bardziej naciąganej kreatywnej księgowości rządu, zapaści służby zdrowia, szkolnictwa i obronności, fiaska modernizacyjnych oczekiwań związanych z organizacją Euro, protestów wymiaru sprawiedliwości i przeciwników podniesienia wieku emerytalnego (nie żadnej „reformy", tak jak nie jest „reformą" podniesienie podatków), od utraty podmiotowości w Europie oraz wielu innych przejawów kompromitacji zasady „Tusku, musisz"?
Jaki jest sens małpowania nad Wisłą zapateryzmu w sytuacji, gdy w swej ojczyźnie okazał się on już fiaskiem i udowodnił, iż antykatolickimi igrzyskami nie da się na dłuższą metę rozładować niezadowolenia generowanego przez nierozwiązywalne dla rządu problemy społeczne?
Najnowsza antykościelna fala to emocje odgrzewane. I mało wiarygodne, gdy usiłują je organizować ludzie do wczoraj próbujący zbijać popularność na czepianiu się sutanny kardynała Dziwisza