Nie mam zamiaru znęcać się nad Wojciechem Czuchnowskim z "Gazety Wyborczej", który wiele miesięcy temu pisał, jaki to jestem wstrętny, skoro ośmielam się oskarżać o cokolwiek BOR, a przecież w katastrofie zginęło tylu BOR-owców. Mam nadzieję, że swój felieton Czuchnowski powtórzy teraz pod adresem prokuratury. Szczególnie że ja tylko piszę, a prokuratura może spowodować, że człowiek wyląduje za kratkami.
Generała B. nawet mi szkoda. Nie żeby był bez winy. Ale gdy pomyślę, że on dostaje zarzuty tylko dlatego, żeby mógł ich nie dostać człowiek, który je dostać powinien przede wszystkim # krew mnie zalewa. Tyle że ten człowiek dostał już po katastrofie nagrodę w postaci awansu od pana prezydenta, więc trochę głupio by było, gdyby teraz dostał także zarzuty. Może nawet pan prezydent musiałby się tłumaczyć, dlaczego nagrodził pana generała dodatkową gwiazdką, a to by głowie państwa dobrze nie zrobiło.
W niektórych mediach ukazują się kolejne wywiady ze skrajnie sfrustrowanymi funkcjonariuszami BOR. Wynika z nich, że politycy najlepiej by zrobili, gdyby pogonili BOR-owców i zatrudnili sobie prywatnych ochroniarzy. W przeciwnym wypadku może się okazać, że oberwą zgniłym pomidorem albo czymś gorszym, bo na służbie będzie akurat siostrzeniec kumpla pana najważniejszego generała, który to siostrzeniec zdał egzaminy w trybie nadzwyczajnym i dostał posadę, choć się do tego nie nadaje. Może się też zdarzyć, że narąbani BOR-owcy zamiast w bramę wjadą w drzewo, jak to się im ostatnio przydarzyło w Budzie Ruskiej.
BOR pod kierownictwem byłego kierowcy w za dużym mundurze gnije od środka i coraz więcej jest tego świadectw. Kierowca wydaje się jednak niemożliwy do ruszenia. Ciekawe, kto musi oberwać tortem w twarz albo wykonać kozła w rządowym aucie, żeby pan generał w końcu dostał kopa. Niestety, pewnie nie na bruk i dalej, do sądu, ale na jakąś przyjemną ambasadę.