Tym mianem zaczęto określać lewicowych krytyków polityki Izraela, a więc ludzi, którym w wielu przypadkach trudno było dowieść, że pałają niechęcią do narodu żydowskiego. Wystarczyło bowiem, że któryś z nich powiedział coś złego o działaniach wojsk izraelskich w Palestynie, a już komuś takiemu dorabiano gębę żydożercy. W ten sposób „nowym antysemitą" mógł zostać okrzyknięty na przykład Zygmunt Bauman, który opuścił pod koniec lat 60. Polskę na fali wydarzeń marcowych.
Przypomniała mi się ta sprawa w związku z wynikami sondażu PBS, dotyczącego stosunku Polaków do homoseksualizmu, a omówionego na łamach „Gazety Wyborczej". Uwagę moją zwróciło pewne osobliwe pojęcie – „nowoczesna homofobia". Jak wyjaśnił na łamach „GW" czołowy orędownik tęczowej rewolucji w naszym kraju Piotr Pacewicz, chodzi w tym przypadku o postawę, która streszcza się w następującym stwierdzeniu: „Nie mam nic przeciwko gejom i lesbijkom, ale niech się tak nie eksponują".
„Nowoczesnymi homofobami" nie są zatem skini polujący na jednopłciowe pary, które publicznie epatują tym, co je łączy, lecz pospolite liberalne mieszczuchy opowiadające się za prawem do życia wedle własnego uznania. Problem polega na tym, że te liberalne mieszczuchy nie chcą nikomu niczego narzucać. Wychodzą po prostu z założenia: wolnoć, Tomku, w swoim domku. Ale dla tęczowych rewolucjonistów to zdecydowanie za mało.
Nic dziwnego, że od wielu lat publicyści z kręgu „Krytyki Politycznej" wieszają psy na Platformie Obywatelskiej za to, że partia ta optuje tylko za... tolerancją, co w tym kontekście stanowi przejaw kołtuństwa. Ich zdaniem nie wystarczy bowiem być wobec homoseksualistów tolerancyjnym, trzeba jeszcze wyrażać aprobatę dla ich sposobu życia.
Nasuwa się zatem wniosek, że w tej kwestii swoboda przekonań nie obowiązuje. Jeśli ktoś z dezaprobatą przyjmuje rozmaite formy brutalnego oswajania społeczeństwa z homoseksualizmem, to oznacza to, że jest homofobem. Choćby i sam był osobą homoseksualną. PO może przygotowywać kolejne projekty ustawy o związkach partnerskich. Ale żeby zostać uznaną za partię postępową, musi rozstać się z takimi burżuazyjnymi przesądami jak tolerancja.