Profesor Chazan doprowadził do tego, że dziecko wydobyte na świat cesarskim cięciem żyje i naraża nieprofesjonalnych, acz wyrafinowanych estetów na przykre widoki. W związku z tym jesteśmy katowani medialnymi popisami parady brzydali. Wmawiają nam oni, że dziecko, które jest żywym dowodem niedoskonałości metody in vitro, zamiast jakieś dwa miesiące temu spocząć w estetycznych, krwawych strzępach w medycznym kuble, marnuje nasz tlen i powiększa ozonową dziurę.
Dziecko to jest wyrzutem sumienia. Świadectwem porażki eugeniki, która miewa, jak widać, okrutne pomyłki w selekcji zarodka rokującego najlepiej z gromadki współbraci. Jak zwykle, i w tej sytuacji prawdziwi autorzy tej fuszerki dotąd kryją się w litościwym, medialnym cieniu.
Eksperymenty eugeniczne Hitlera prowadzone na bazie narodowego socjalizmu na nieporównanie większą, przemysłową skalę, także spaliły na panewce. Wierny lud firera, zamiast wzbogacić się o rasę niebieskookich blondynów, dzięki wyzwolicielskim mołojcom i, rzecz jasna, jankesom też, urozmaicił się o elementy ras światowych – zwłaszcza azjatyckich, ale i afrykańskich. Ileż to razy w efekcie tego obrotu spraw płowy Słowianin w towarzystwie smagłolicych pociotów Eriki Steinbach robi dziś za nordyka. Ot, bezdroża i klęski poronionej „etyki" narodowego socjalizmu. Lewicowość, jak faszyzm. A to wszystko z braku chrześcijańskiej klauzuli sumienia.
Ludzkie, wstrząsające eksponaty z upodobaniem przetrzymywane w gablotach licznych, niemieckich muzeów ku rozrywce gawiedzi są echem starych, dumnych marzeń o nowym rodzaju doskonałego człowieka rasy panów. Trzeba było II wojny światowej, żeby polscy uczeni, idący do pewnego momentu łeb w łeb z badaczami niemieckimi, przekonali się, na czym polega tabu dyscypliny eugeniki, czyli najprawdziwszy, biblijny zakazany owoc z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego. By doświadczyli, jaką hekatombą kończy się brak klauzuli chrześcijańskiego sumienia. Dzieje profesora Oskara Bielawskiego – wielkiego, polskiego psychiatry – eugenika są typową drogą powrotną do źródeł etyki. Punktem pierwszym eugeniki niemieckiej okazała się bowiem w praktyce degradacja prowadzonego przez niego pionierskiego, ultranowoczesnego szpitala psychiatrycznego w Kościanie i wymordowanie jego pacjentów. Eugenika spod znaku faszystowskiej, socjalistycznej „etyki" przy pierwszej sprzyjającej okazji do szerszego zastosowania okazała się eksterminacją sprowadzoną do kuli w łeb jednostkom nieudanym, nieproduktywnym, nieurodziwym, słabszym, „rasowo niskim".
Intryguje mnie szokująco nieprofesjonalna odraza doktora Dębskiego ze szpitala na warszawskich Bielanach do, jak to on określa – „życia, które uratował doktor Chazan". Ciśnie się na usta pytanie, jak ten lekarz traktował dzieci urodzone z widocznymi wadami w czasach, gdy nie było ultrasonografów? Czy wątpił w sens ich życia i głosił równie karygodne sensacje? Jeszcze przecież nie tak dawno wszystko, poczynając od płci, było zaskoczeniem w chwili przyjścia człowieka na świat. Co działo się dalej w szpitalu doktora Dębskiego z dziećmi upośledzonymi, a „nierozważnie" urodzonymi? Ile z nich przeżyło bliskie spotkanie z otoczeniem o etyce eugenicznej? Czy lekarze pokroju tego człowieka muszą być ginekologami, położnikami, lekarzami? Czy można na to pozwolić?