Maciej Milczanowski. Spór o aborcję - radykałowie i umiarkowani

Po obu stronach „sporu aborcyjnego” są radykałowie, których twarzami są pani Kaja Godek i Marta Lempart. Pierwsza broni praw człowieka mając na myśli człowieka od chwili poczęcia, a druga prawa kobiety do wolności, w tym decydowania o własnym ciele. Obie mają… rację.

Aktualizacja: 03.11.2020 16:10 Publikacja: 03.11.2020 15:55

Maciej Milczanowski. Spór o aborcję - radykałowie i umiarkowani

Foto: Fotorzepa, Paweł Rochowicz

Nie chodzi mi o zrównywanie tych postaci, bowiem mają one przeciwne poglądy i porównania merytoryczne nie mają sensu, jednak podobny jest ich radykalizm. Obie atakują z równą zajadłością swoich ideologicznych przeciwników, co tych, których uznają za zbyt umiarkowanych. Pani Kaja przez lata ostro krytykowała przywódców PiS za uległość wobec „lewicy”, a pani Marta miała wiele żalu do przywódców PO, że nie zdecydowali się zliberalizować prawa aborcyjnego, a dziś obrywa się panu Szymonoiw Hołowni za to, że tego samego nie postuluje, a ośmiela się protestować przeciw jego zaostrzeniu.

To, co najbardziej charakteryzuje radykała, to niezdolność do jakiegokolwiek kompromisu, a nawet do dyskusji, która sama w sobie jest postrzegana jak zdrada ideałów w które wierzy. Zresztą po co dyskutować, skoro prawda jest zero-jedynkowa. Człowiek ma prawo do życia, a kobieta ma prawo do decydowania o swoim ciele – w obu przypadkach nie ma pola do dialogu. Za to jest coraz więcej usprawiedliwiania przemocy, hejtu.

Państwo to zbiór ludzi o różnych poglądach, różnym doświadczeniu. Te poglądy mają prawo być nie tylko wyrażane, ale też powinny być brane pod uwagę przez rządzących. Tym też różni się status partii politycznej od rządu, prezydenta – partia może prezentować własny pogląd i własny program dla państwa, ale gdy zaczyna rządzić, wybrani przez nią premier, ministrowie itd. Powinni swoje poglądy konfrontować z innymi i wybierać to co przez starożytnych filozofów określane było jako „Dobro wspólne”.

Radykał nie jest w stanie tego zrobić, bowiem z jego punktu widzenia to w co wierzy, czy jak interpretuje podstawowe zasady społeczne jest słuszne nie tylko dla niego, ale z jego punktu widzenia dla wszystkich - i pozostaje tylko myślących inaczej przekonać lub zmusić do przyjęcia tego samego stanowiska. Dlatego właśnie radykałowie u władzy, lub posiadający decydujący wpływ na władzę stanowią szczególne zagrożenie dla całych społeczeństw, ale i w konsekwencji także dla własnych zwolenników. Sam konflikt bowiem wyniszcza obie (wszystkie) strony, cały kraj traci na arenie międzynarodowej, ale co szczególnie dramatyczne i niemożliwe do odwrócenia w krótkiej perspektywie czasu jest to, że niszczone są relacje wewnętrzne. Zero-jedynkowe zasady bardzo często uderzają w samych radykałów gdy zmienia się ich sytuacja życiowa, gdy znajdą się w nowych uwarunkowaniach, których wcześniej nie potrafili dostrzec.

Radykalizm w każdej postaci jest szkodliwy, ale w sytuacji kryzysu, ostrego konfliktu to radykałowie pierwsi wstępują „na barykady” i to oni ciągną protesty, walkę itd. Dlatego też umiarkowani po tej samej stornie starają się ich nie krytykować, „bo kto inny te protesty pociągnie?” lub „bo czasem trzeba powiedzieć gdzie jest dobro a gdzie zło”. W ten sposób ilość radykałów rośnie, a umiarkowanych maleje, gdy już społeczeństwo jest podzielone na dwa obozy gotowe do konfrontacji wtedy…

Deeskalacja jest zadaniem najważniejszym rządzących i mają do tego wszelkie narzędzia. Zaś całkowicie kompromitującym władzę jest generowanie najostrzejszych konfliktów w szczycie kryzysu. Tłumaczenie, że władza nie przewidziała skali protestów jest jeszcze bardziej dla niej kompromitujące. Wezwania do rozmów, gdy osoba decydująca o linii rządzących daje wyraźny sygnał, że nie cofnie się nawet o krok, jest czystą demagogią obliczoną na użytek własnego elektoratu, a zatem potęguje konflikt, a nie go rozładowuje.

Tylko poważna dyskusja stron z wyłączeniem radykałów (bowiem ci zdolni do dialogu nie są) pozwoliłaby na szukanie nowego kompromisu. Po każdej stronie konfliktu aborcyjnego w większości są ludzie umiarkowani, ale w warunkach konfrontacji ich głos jest słabiej słyszalny, jednak tylko oni mogą doprowadzić do rozładowania napięć i powrotu względnej stabilizacji. Obyśmy tyko zdążyli oddać im głos, zanim przekroczymy „horyzont zdarzeń”.

Nie chodzi mi o zrównywanie tych postaci, bowiem mają one przeciwne poglądy i porównania merytoryczne nie mają sensu, jednak podobny jest ich radykalizm. Obie atakują z równą zajadłością swoich ideologicznych przeciwników, co tych, których uznają za zbyt umiarkowanych. Pani Kaja przez lata ostro krytykowała przywódców PiS za uległość wobec „lewicy”, a pani Marta miała wiele żalu do przywódców PO, że nie zdecydowali się zliberalizować prawa aborcyjnego, a dziś obrywa się panu Szymonoiw Hołowni za to, że tego samego nie postuluje, a ośmiela się protestować przeciw jego zaostrzeniu.

Pozostało 85% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę