Zwycięstwo AfD w lokalnych wyborach w Turyngii i krok od zwycięstwa w Saksonii przeraziły nie tylko Niemcy i ich sąsiadów. Przecież to partia ksenofobiczna i antyeuropejska, czerpiąca pełnymi garściami z niewystygłej wciąż pamięci o III Rzeszy. Tylko patrzeć, a jej wpływy ogarną nie tylko tereny byłej NRD, ale całe Niemcy; zwycięskie wnuki hitlerowców porzucą nienawistną im Unię, zażądają rewizji granic i zorganizują triumfalny parteitag oczywiście w Norymberdze, choć dla niepoznaki pod innym znakiem niż swastyka. Przecież pani Meloni, której Bracia Włosi są mocno zakorzenieni w sentymencie do Mussoliniego, też nie używa wiązki liktorskich rózg jako symbolu swego ruchu.
Najwierniejszy elektorat Donalda Trumpa
Tymczasem niełatwą transformację przeszła nie tylko Polska po upadku komunizmu, ale cały rozwinięty świat, tylko że u nas przemiany były szybsze i skumulowane. Wystarczy przejechać autostradą w stanie Ohio między Cleveland a Columbus, żeby przerazić się pasmem porzuconych i rdzewiejących stalowni, hut i zakładów przemysłu ciężkiego. Wystarczy pojechać z Nowego Jorku do Pensylwanii – omijając autostradę E-80, kierując się na miasteczko o biblijnej nazwie Bethlehem – aby zobaczyć ruiny stalowni i kopalń.
Czytaj więcej
Jeszcze nigdy w Republice Federalnej skrajnie prawicowa partia nie wygrała wyborów do parlamentu landowego. W niedzielę udało się to AfD w Turyngii. To szok dla elit. Ale czy początek końca niemieckiej demokracji?
A przecież kiedyś ich pracownicy utrzymywali rodziny i nie obawiali się przyszłości. Wystarczy udać się nieco bardziej na południe, aby porozmawiać z ludźmi żyjącymi z ojca na syna w przyczepach samochodowych albo w zdewastowanych domach i obwiniających bliżej niesprecyzowanych „onych” za swą niedolę. „Nawet Afroamerykanie mają lepiej w tym kraju – powiadają – niż my, uczciwi biali Amerykanie!”. To są enklawy „Trzeciego Świata” w świecie podobno pierwszym, to jest najwierniejszy elektorat Trumpa.
Nadal rządziłby PiS
Trochę inaczej jest w byłym NRD. Przez 40 lat komunizmu wmawiano obywatelom, że są awangardą socjalizmu, a okazali się nędzarzami. Kiedy zjednoczenie Niemiec stanęło na porządku dziennym, głosowali nie za federacją, lecz za wchłonięciem swoich landów przez bogatszy zachód, bo chcieli szybko mieć w ręku zachodnią markę, a teraz biadają, że Wessi (tak mówi się w Niemczech o ludziach z zachodu) nimi pogardzają. Przecież Ossi nie są gorsi!