Ojciec był dumny, ale przypomniał, że kiedy on sędziował mecze, obyczaje w Polsce były zupełnie inne. Picie należało do dobrego tonu. Każdy szanujący się sędzia nosił w torbie buty, kostium i butelkę. A jak nie on, to któryś z sędziów liniowych. Od nich wymagano też umiejętności prowadzenia samochodu, bo ktoś zmęczonego arbitra musiał dostarczyć do domu.
Zdarzało się, że sędziowie ligowi balowali w noc poprzedzającą mecz, bo gospodarze gwarantowali rozmaite atrakcje, z panienkami włącznie. „Fryzjer” rozwinął ten rodzaj usług alkoholowo-erotycznych.
Sędzia nie ryzykował, bo zazwyczaj wynik meczu i tak był ustalony wcześniej. On miał tylko swoją obecnością na boisku poświadczyć pozory uczciwości. Zdarzało się, że sędziowie nie potrafili biegać nawet na trzeźwo, więc podczas egzaminów tych, którzy mieli koneksje, donoszono do mety. Potem po znajomości zostawali sędziami międzynarodowymi, a za granicą często nie potrafili się dogadać.
Czytaj więcej
Nie piętnujmy Szymona Marciniaka do momentu, kiedy nie zapoznamy się z tym, co na imprezie Everes...
Trudno powiedzieć, co stanowiło przełom w obyczajach, ale Szymon Marciniak jest przedstawicielem nowych czasów. Rzadko odbiera telefon, bo albo jest na treningu, albo ogląda jakiś mecz. Dba o kondycję, nie pije, nie pali, potrafi porozmawiać w kilku językach. I ma niezwykły talent pozwalający na błyskawiczną ocenę sytuacji na boisku. A ponieważ rzadko się myli oraz jest stanowczy, zyskał szacunek i uznanie największych gwiazd futbolu.