Kowal: Łukaszenko na białym koniu

Najważniejszym akcentem polityki wschodniej rządu jest Białoruś. Tylko w tym tygodniu byli już w Mińsku dwaj członkowie gabinetu: Andrzej Adamczyk i Marek Gróbarczyk.

Aktualizacja: 05.10.2016 21:49 Publikacja: 05.10.2016 20:42

Kowal: Łukaszenko na białym koniu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Podejście rządu PiS do oficjalnych kontaktów z Aleksandrem Łukaszenką sytuuje się na antypodach tego, co pamiętamy z lat 2005–2007. Wtedy obowiązywały unijne obostrzenia, jednak polska dyplomacja, szczególnie w czasach Anny Fotygi, respektowała je wręcz z nadwyżką. Zamach na Związek Polaków na Białorusi był świeżą sprawą, własność organizacji, kilkanaście wielkich nieruchomości, została w większości zarekwirowana, polityka Mińska wobec opozycji powodowała, że nie było sposobu, by publicznie rozmawiać z Łukaszenką i jego ludźmi, jeśli solidarnościowe ekipy rządzące w Warszawie chciały poważnie traktować swój etos.

Próbę odwrócenia tej polityki podjął po 2007 roku Radosław Sikorski. Zyskał neutralność prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jednak nie odniósł sukcesu. W ramach ówczesnych politycznych układanek z Mińskiem doszło nawet do zmian we władzach niezależnego i nieuznawanego przez Łukaszenkę ZPB. Andżelika Borys, jeszcze kilka lat wcześniej obnoszona na ramionach po warszawskich salonach politycznych, znalazła się – pod naciskiem strony białoruskiej – na bocznym torze. Premierem był Donald Tusk, który w czasie poprzednich kampanii demonstracyjnie ją wspierał. Tajemnicą poliszynela było, że ówczesna polityka PO była poufnie konsultowana z ówczesną opozycją – PiS.

Polityka Łukaszenki charakteryzuje się zmianami kierunku co dwa–trzy lata: raz zwraca się na Zachód, raz bardziej ku Moskwie, i tak już ponad dwie dekady. Teraz wahadło poszło na Zachód – historia jakby przyznaje rację Litwinom, że trzeba rozmawiać z Łukaszenką takim, jaki jest, i Włochom, że liczy się tylko biznes.

Kiedyś mówiło się, że przyszłością Białorusi jest heroiczna opozycja, teraz najczęściej słychać, że Łukaszenko, popularnie zwany Bat'ką, to gwarant suwerenności Białorusi. Dlatego nikt nie stawia już na ostrzu noża praw Polaków, którzy nie mają nawet szans na oficjalną działalność w niezależnej organizacji.

Zgodnie z polityczną logiką spotkania ministrów muszą się skończyć Łukaszenką na czerwonym dywanie w Warszawie. Czy polska opinia publiczna jest gotowa na takie obrazki? Dzisiaj nie, ale dużo zależy od oferty drugiej strony. Białoruś przeżywa największe załamanie gospodarcze od dwóch dekad. Prezydent Białorusi, by utrzymać władzę, będzie jak Jaruzelski w drugiej połowie lat. 80. i dla kredytów z MFW zrobi więcej, niż się ktokolwiek spodziewał. Dyplomacja, także polska, nie jest od tego, by siedzieć z zaciśniętymi z niemocy pięściami, lecz by próbować korzystać z koniunktury. Pytanie tylko, co Łukaszence powie Moskwa na takie dyplomatyczne puzzle?

Autor jest historykiem i publicystą. Był posłem i europosłem, a w latach 2006–2007 wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego

Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Rafał Trzaskowski zapracował sobie na brak zaufania wyborców
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Polacy nie chcą fejk prawicy, skoro mogą mieć oryginał
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Zandberg jak Maryla Rodowicz polityki. Czy dojrzeje jak Mentzen?
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Młodość zdmuchnie duopol już za dwa lata
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Mentzen nie daje PiS nowej nadziei
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Bo to zły kandydat był
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Wspaniała to była kampania. Nie zapomnę jej nigdy