Starym zwyczajem spadkobiercy dawnej PZPR – dzisiejsze SLD – w okresie przedwyborczym wytaczają najcięższe działa w kierunku Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce. Nic nowego pod słońcem. Sporo kłamstw, półprawdy i niedomówienia. Stare przyzwyczajenia zostają. Mało konkretów, wiele epitetów. Kiedy słuchałem jednej z konferencji prasowych przedstawicieli SLD, zauważyłem, że od lat powtarzają utarte legendy. Powtórzenia bez pokrycia.
A co płacą?
Oto Jerzy Wenderlich chce walczyć z bogatymi księżmi. Tymczasem miażdżąca większość z nich nie ma pensji sięgającej nawet jednej trzeciej z 12 tysięcy złotych poselskiej pensji, darmowych przejazdów i immunitetu chroniącego przed karną odpowiedzialnością. Przyjaciółka posła Wenderlicha Joanna Senyszyn – najpierw była w PZPR, później w NSZZ "Solidarność", a dziś w SLD – twierdzi, że księża nie płacą podatków. A co płacą jak nie podatki?
Każdy ksiądz pracujący w duszpasterstwie płaci podatek ryczałtowy ustanowiony przez państwo od liczby mieszkańców parafii. Inaczej mówiąc, płaci również od ateistów, antyklerykałów i członków SLD mieszkających na jej terenie. Jest to więc również podatek od posłów Wenderlicha i Senyszyn. Ile państwo uzna, tyle ksiądz musi zapłacić! Duchowni pracujący na uczelniach czy w innych ośrodkach oświatowych płacą jak każdy obywatel.
Dodatkowo – zgodnie z wprowadzoną przez rząd SLD ustawą z 27 sierpnia 2004 roku o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych – "osoba duchowna, niebędąca podatnikiem zryczałtowanego podatku od przychodów osób duchownych, wykonująca umowę agencyjną lub zlecenia albo inną umowę o świadczenie usług, do której zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego stosuje się przepisy dotyczące zlecenia, bądź też wykonująca pracę nakładczą opłaca składkę na ubezpieczenie zdrowotne również z tytułu bycia osobą duchowną".
Równość w stylu SLD
Oznacza to, że ksiądz pracujący na umowę o pracę, który dodatkowo podpisał umowę-zlecenie z innym pracodawcą, musi opłacić ubezpieczenie zdrowotne z umowy o pracę, następnie z umowy-zlecenia, a z racji bycia księdzem dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne. Gdyby nie był księdzem, nie musiałby tego dodatkowego ubezpieczenia płacić. Wynika stąd, że gdyby ksiądz pracujący na uczelni lub generalnie w szkolnictwie nie był księdzem, nie musiałby podwójnie płacić ubezpieczenia. A ponieważ jest księdzem, musi zapłacić. To jest właśnie równość w stylu SLD. Czy nie lepiej wszystko sprawdzić, jak przystaje poważnemu profesorowi?