Aleś Bialacki,Białoruś i polska polityka zagraniczna

Z białoruskiej wpadki powinniśmy wyciągnąć wnioski dotyczące systemu kształtowania polskiej polityki zagranicznej, jej wiarygodności i spójności. A nie wygląda to optymistycznie – zauważa ekspert

Publikacja: 17.08.2011 19:00

Aleś Bialacki,Białoruś i polska polityka zagraniczna

Foto: Archiwum

Red

W dniu, w którym do mediów przedostała się informacja, że polska prokuratura przekazała dane o koncie bankowym białoruskiego działacza opozycyjnego Alesia Bialackiego władzom w Mińsku, polską polityką zatrzęsło. Posypały się, i to z najwyższych szczebli politycznych, słowa o niekompetencji, głupocie, skandalu. Z kręgów opozycji białoruskiej zaczęły docierać wyrazy zdziwienia, niezrozumienia i szoku, a także opinie, że to potężny cios dla polskiej polityki wspierania demokracji na Białorusi. Ta bowiem opierała się w dużym stopniu na zaufaniu do Polski jako sprawdzonego, pewnego partnera. Teraz to zaufanie na długo straciliśmy.

Problem systemowy

Musi upłynąć trochę czasu, zanim w pełni można będzie ocenić skutki bezrefleksyjnej decyzji Prokuratury Generalnej, bo to ona w pierwszej kolejności zawiniła. Jeśli ludzie kierujący departamentem zajmującym się sprawami międzynarodowymi (sic!) tej instytucji nie mają bladego pojęcia o podstawowych założeniach polskiej polityki zagranicznej, jeśli traktują prośbę od władz jedynej europejskiej dyktatury jak każdą inną prośbę o pomoc prawną, jeśli nie zapala im się na taką prośbę czerwona lampka lub nie pojawia się refleksja, aby zapytać MSZ lub chociażby sprawdzić w Google'u, kim jest Aleś Bialacki, to oznacza, że nie wystarczy jedna czy dwie dymisje. Konieczna jest weryfikacja całego systemu kształcenia i zarządzania zasobami ludzkimi w Prokuraturze Generalnej, a zapewne też w prokuraturze okręgowej. Problem ma więc charakter systemowy.

Z białoruskiej wpadki powinniśmy jednak przede wszystkim wyciągnąć wnioski dotyczące samego systemu kształtowania polskiej polityki zagranicznej, jej wiarygodności i spójności. Tu MSZ ma zasadniczą rolę do odegrania. A rzecz nie wygląda optymistycznie. Oświadczenie wydane przez MSZ tuż po ujawnieniu informacji o wpadce było na tyle kuriozalne, że usprawiedliwiać je można jedynie szokiem.

Pomijając fakt, że nigdzie nie pojawia się w nim wprost informacja, że to Polska przekazała dane (tylko sugestia, że władze białoruskie nas wykorzystały), to jedyny konkretny wniosek, jaki ministerstwo wysuwa, brzmi: wsparcie dla ruchów demokratycznych na świecie wymaga lepszej koordynacji w ramach UE oraz konieczne jest jak najszybsze powołanie zaproponowanej przez Polskę Europejskiej Fundacji na rzecz Demokracji. Postulaty najpewniej słuszne. Tyle tylko, że nie wydają się w żaden sposób receptą na rozwiązanie zaistniałego problemu.

Zwiększenie koordynacji wszelkich działań pomocowych w ramach UE jest oczywiście wysoce pożądane. Ale w tym przypadku zabrakło przede wszystkim koordynacji w ramach polskiej administracji, a nie na poziomie międzynarodowym! O tym, że Litwa ujawniła dane o Alesiu Bialackim, wiadomo od kilku tygodni, bo informowały o tym media. Czy po tym fakcie Polska, jako przewodniczący Rady UE, podjęła jakieś kroki zwiększające koordynację działań w ramach Unii w zakresie pomocy na rzecz demokracji? Oczywiście nasz kraj mógłby wykazać się inicjatywą. Tylko czy powstrzymałaby ona naszą Prokuraturę Generalną przed przesłaniem Mińskowi danych o białoruskim opozycjoniście?

Każdy sobie

Każdy czas i pretekst jest też dobry dla MSZ, aby wylansować ideę ministra Radosława Sikorskiego powołania w ramach struktur unijnych Europejskiej Fundacji na rzecz Demokracji, która miałaby wspierać w imieniu UE działania na rzecz demokracji na świecie. Ale czy zadaniem tej fundacji miałoby być też monitorowanie działań polskiej prokuratury i zapewnienie, aby brała ona pod uwagę cele polskiej polityki zagranicznej w swoich działaniach i decyzjach?

Żarty na bok! Sprawa z przekazaniem informacji o kontach Bialackiego świadczy o tym, że polska polityka ma charakter fundamentalnie resortowy: każda instytucja publiczna zajmuje się swoją działką, a mechanizmy koordynacyjne – tak formalne, jak i nieformalne – nie działają prawidłowo.

Tymczasem w dzisiejszym świecie praktycznie każda decyzja ma mniejsze lub większe implikacje międzynarodowe, a wiele z nich musi przejść test spójności z innymi politykami. Wydaje się, że polska administracja nie jest na to przygotowana. Dotyczy to także, a może przede wszystkim, koordynowanej przez MSZ pomocy międzynarodowej na rzecz rozwoju i demokracji.  Jeśli Polska za pośrednictwem MSZ wydaje kilkadziesiąt milionów złotych rocznie na pomoc Białorusi, to należy zrobić wszystko, aby inny organ administracji publicznej tego wsparcia nie zniweczył.

Podobnie jeśli asygnujemy środki na pomoc Ukrainie w zakresie rolnictwa, to chyba nie po to, aby potem ograniczać dostęp ukraińskich produktów rolnych do rynku polskiego czy unijnego. Jeśli wreszcie promujemy zniesienie wiz dla krajów Partnerstwa Wschodniego, to niezrozumiały jest cały szereg biurokratycznych procedur, przez które muszą przebrnąć obywatele tych państw, aby dostać polską wizę.

Przykłady tego typu niespójności podważających wiarygodność i skuteczność polityki zagranicznej, w tym zwłaszcza polityki pomocowej, można znaleźć także w działaniach bardziej zaawansowanych krajów unijnych. Często są one nie do uniknięcia, bo na szali stoją z jednej strony interesy krajowe, a z drugiej wola wsparcia innego państwa czy społeczeństwa. Nie do zaakceptowania jest jednak niespójność wynikająca nie tyle z konfliktu interesów, ile z ludzkiej bezmyślności i niekompetencji. Ale nawet wtedy można próbować eliminować szkody lub im zapobiegać.

Konferencje to nie wszystko

Kraje Europy Zachodniej od lat wdrażają procedury w administracjach publicznych mające zapewnić, aby cele polityki pomocowej nie były ograniczane przez działania podejmowane w ramach innych polityk publicznych. Służą temu wysokiej rangi dokumenty polityczne, różnego rodzaju mechanizmy koordynacyjne, specjalne wydziały ds. spójności polityk, osobne punkty kontaktowe w poszczególnych resortach pilnujące spójności ich działań z działaniami pomocowymi MSZ itp. Promocją tego typu praktyk zajmują się też Komisja Europejska i OECD. W MSZ są one dyskutowane od kilku lat, na razie bez rezultatów. Najwyższy czas skorzystać z doświadczeń innych.

Trzeba zawiesić wykonywanie umowy o pomocy prawnej z Białorusią i zrobić kwerendę wszystkich podobnych umów. A potem zabrać się do pracy systemowej nad uczynieniem polskiej polityki pomocowej spójną i wiarygodną. Może to będzie mniej spektakularne niż zorganizowanie międzynarodowej konferencji donatorów dla Białorusi. Ale docelowo na pewno nie mniej skuteczne.

Autor jest dyrektorem programu „Otwarta Europa" w Fundacji im. Stefana Batorego

Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Niebezpieczna wiara w dobrą wolę Iranu
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Zetki nie wierzą we współpracę Nawrockiego i rządu Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Prof. Stanisław Jędrzejewski: Algorytmy, autentyczność, emocje. Jak social media zmieniają logikę polityki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Niekonstruktywne wotum zaufania
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Kubin: Czy Izrael mógł zaatakować Iran?