W dniu, w którym do mediów przedostała się informacja, że polska prokuratura przekazała dane o koncie bankowym białoruskiego działacza opozycyjnego Alesia Bialackiego władzom w Mińsku, polską polityką zatrzęsło. Posypały się, i to z najwyższych szczebli politycznych, słowa o niekompetencji, głupocie, skandalu. Z kręgów opozycji białoruskiej zaczęły docierać wyrazy zdziwienia, niezrozumienia i szoku, a także opinie, że to potężny cios dla polskiej polityki wspierania demokracji na Białorusi. Ta bowiem opierała się w dużym stopniu na zaufaniu do Polski jako sprawdzonego, pewnego partnera. Teraz to zaufanie na długo straciliśmy.
Problem systemowy
Musi upłynąć trochę czasu, zanim w pełni można będzie ocenić skutki bezrefleksyjnej decyzji Prokuratury Generalnej, bo to ona w pierwszej kolejności zawiniła. Jeśli ludzie kierujący departamentem zajmującym się sprawami międzynarodowymi (sic!) tej instytucji nie mają bladego pojęcia o podstawowych założeniach polskiej polityki zagranicznej, jeśli traktują prośbę od władz jedynej europejskiej dyktatury jak każdą inną prośbę o pomoc prawną, jeśli nie zapala im się na taką prośbę czerwona lampka lub nie pojawia się refleksja, aby zapytać MSZ lub chociażby sprawdzić w Google'u, kim jest Aleś Bialacki, to oznacza, że nie wystarczy jedna czy dwie dymisje. Konieczna jest weryfikacja całego systemu kształcenia i zarządzania zasobami ludzkimi w Prokuraturze Generalnej, a zapewne też w prokuraturze okręgowej. Problem ma więc charakter systemowy.
Z białoruskiej wpadki powinniśmy jednak przede wszystkim wyciągnąć wnioski dotyczące samego systemu kształtowania polskiej polityki zagranicznej, jej wiarygodności i spójności. Tu MSZ ma zasadniczą rolę do odegrania. A rzecz nie wygląda optymistycznie. Oświadczenie wydane przez MSZ tuż po ujawnieniu informacji o wpadce było na tyle kuriozalne, że usprawiedliwiać je można jedynie szokiem.
Pomijając fakt, że nigdzie nie pojawia się w nim wprost informacja, że to Polska przekazała dane (tylko sugestia, że władze białoruskie nas wykorzystały), to jedyny konkretny wniosek, jaki ministerstwo wysuwa, brzmi: wsparcie dla ruchów demokratycznych na świecie wymaga lepszej koordynacji w ramach UE oraz konieczne jest jak najszybsze powołanie zaproponowanej przez Polskę Europejskiej Fundacji na rzecz Demokracji. Postulaty najpewniej słuszne. Tyle tylko, że nie wydają się w żaden sposób receptą na rozwiązanie zaistniałego problemu.
Zwiększenie koordynacji wszelkich działań pomocowych w ramach UE jest oczywiście wysoce pożądane. Ale w tym przypadku zabrakło przede wszystkim koordynacji w ramach polskiej administracji, a nie na poziomie międzynarodowym! O tym, że Litwa ujawniła dane o Alesiu Bialackim, wiadomo od kilku tygodni, bo informowały o tym media. Czy po tym fakcie Polska, jako przewodniczący Rady UE, podjęła jakieś kroki zwiększające koordynację działań w ramach Unii w zakresie pomocy na rzecz demokracji? Oczywiście nasz kraj mógłby wykazać się inicjatywą. Tylko czy powstrzymałaby ona naszą Prokuraturę Generalną przed przesłaniem Mińskowi danych o białoruskim opozycjoniście?