Pisowska zaraza się rozszerza i z tego miejsca chciałbym zaapelować do pana premiera - biorąc przykład z pewnej blogerki - aby z tym zrobił porządek (mówiąc szczerze, liczę na to, że i mnie Donald Tusk zacytuje w czasie kolejnej Rady Krajowej).
Najpierw wypełzł z nory ten bezczelny amerykański nieuk, niejaki Binienda. Wziął bez zezwolenia dane z raportu komisji Millera, a nawet z raportu MAK (co na to rosyjscy towarzysze?), zrobił te swoje hocki-klocki, jakieś tam niby-wyliczenia czy inne animacje i mu wyszło, że tupolew powinien przeciąć brzozę swoim skrzydłem. A przecież nie na darmo dziennikarz Osiecki Jan osobiście brzozę mierzył wzdłuż i wszerz, nie na darmo ekspert Hypki Tomasz wszem wobec ogłaszał, że brzoza to cholernie twarde drzewo, co wie każdy, kto je rąbał. I jak ten Binienda śmie ogłaszać jakieś tam swoje prymitywne modele i obliczenia, skoro naprzeciw niego stają osobiście Osiecki z taśmą mierniczą i Hypki z siekierką?
Binienda podobno jest ekspertem NASA. No, faktycznie, w wyszukiwarce NASA wyskakuje sześć stron jego opracowań, ale to tylko znaczy, że pisowski spisek, mający za zadanie zepsucie relacji polsko-rosyjskich, sięgnął kierowniczych kręgów Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej USA. Zresztą nic dziwnego, że im te promy ciągle spadają, jak mają takich ekspertów.
Ale jeden pisowski sługus Binienda nie wystarczył. Dołączyli do niego właśnie profesorowie doktorzy habilitowani z krakowskich uczelni: UJ, AGH, Politechniki Krakowskiej, publikując oświadczenie, że Binienda ma rację i brzoza nie mogła zmóc skrzydła. Myślę, że trzeba, panie premierze, sięgnąć po sprawdzone metody, które już raz zostały wprowadzone w życie, gdy na UJ pojawiła się skandaliczna, obrazoburcza praca magisterska niejakiego Zyzaka. Wówczas minister szkolnictwa zdecydowała o specjalnej kontroli, mającej zweryfikować system przyznawania stopni magisterskich na Wydziale Historii.
Pora zrobić to samo na odpowiednich wydziałach wymienionych uczelni, ale tym razem nie należy mieć obiekcji. Trzeba śmiało zweryfikować zasadność przyznania stopni naukowych powyżej magistra. Można zresztą spokojnie założyć, że mamy do czynienia z pisowskimi profesorami, którym nominacje wręczał Lech Kaczyński.