Refleksja ta naszła mnie po lekturze wywiadu (kolejnego, w ciągu ostatnich tygodni adwokat Beaty Sawickiej przewinął się przez wiele mediów) udzielonego przez niego "GW". W rozmowie tej stara się on wykazać, że złe CBA celowo skierowało jeszcze gorszego agenta Tomka na feralny kurs dla członków rad nadzorczych, by namówić do złego posłankę Platformy.
Zadanie ma trudne. Bo, jak dowiadujemy się z wywiadu (skądinąd dotąd nikt nie poinformował o tym fakcie opinii; mec.Dubois i "GW" są pierwsi, za co należy im podziękować) agent zapłacił za ów kurs wcześniej (o jeden dzień) niż Sawicka i jej koleżanki, co w myśl zasad zdrowego rozsądku wydaje się demolować przedstawioną powyżej wizję spisku.
Ale zasady logiki można przecież twórczo rozwinąć. Można przecież uznać, że jeśli Tomasz Kaczmarek zapłacił za kurs wcześniej, niż Sawicka z koleżankami, to okoliczność ta nie tylko nie oczyszcza CBA, ale wręcz przeciwnie - obciąża je i dowodzi jego niesłychanej perfidii. Bo świadczy to tylko o tym, że Biuro już zawczasu wiedziało, że grupka posłanek wykupi udział w tym konkretnym kursie!
Skąd wiedziało? Przecież to oczywiste, drogi Watsonie. "To jest początek 2007 r., podsłuchy są codziennością"...
Poseł PO Jarosław Wałęsa zeznał, że Sawicka szukała dojść do władz Helu na długo zanim poznała agenta Tomka? Że posłanka powiedział mu, iż za skojarzenie jednej osoby z drugą w związku z inwestycjami na Helu chce 200 tysięcy? Drogi Watsonie, przecież to kolejny dowód na to, że CBA snuło plany omotania Sawickiej od dawna, znacznie wcześniej niż się wszystkim dotąd wydawało...