Najwięcej o politykach, ale nie jest to budująca wiedza. Po raz kolejny okazało się, że każdy podrzucony im temat traktują jak psiarnia kość, jako okazję, żeby się pogryźć jeszcze zażarciej. A ci, którym ten ochłap nie w smak, udają, że go nie ma, choć wszyscy widzą, jaki jest i jak śmierdzi. Już minęły wybory, ale nie napiszę, która to partia. Jak ktoś nie pojmuje, to lepiej niech idzie (używając sformułowania Piłsudskiego) „kury szczać prowadzać".
Dowiedzieliśmy się trochę o nas samych, bo przykro patrzeć na ludzkie upodlenie: na marność sprawców zaplątanych we własne chucie i na nieszczęście ofiar. Byli i tacy, którym oglądanie sprawiało mściwą satysfakcję, ale ci niech raczej idą do polityki.
Niewiele o Kościele. Bo od dawna wiadomo, jakie są grzechy jego funkcjonariuszy i jak są tuszowane przez mafijną mentalność instytucji. Czy inaczej jest z ukrywaniem proboszczowskich kochanek i dzieciaków? ?Z kamuflowaniem pijaństwa ?i kartograjstwa? Potem trzeba cicho podkraść coś z tacy, żeby rachunek się zgodził. Afera wybucha tylko wtedy, gdy dowie się świecka publika.
Niczego natomiast nie dowiedzieliśmy się o Bogu. Bo czy paskudztwo instytucji, która ma jakoby pośredniczyć między Nim a nami, cokolwiek mówi o Jego istnieniu bądź nieobecności? Tutaj jest ukryta otchłanna różnica między wiarą a religią, ?o której czasem dywagują uczeni teologowie, ale o której ma głębokie, wrodzone pojęcie każda – co bardziej rozgarnięta – wiejska baba spod przydrożnego krzyża. Nie, nie mam racji – o Bogu można się było jednak coś nie tyle dowiedzieć, ile raczej przeczuć. O cierpieniu Boga. Bo Bóg cierpi jeszcze bardziej niż my, kiedy pasterz krzywdzi swoje owce, szczególnie ?te najmniejsze. Ale czy cierpienie Boga cokolwiek obchodzi istotę nieczułą na cierpienie człowieka?
A jeśli ktoś ma już dosyć paskudztwa? Jeśli przysłowiowe ucho od dzbana wreszcie mu się urwie? Na to odpowiedź jest w tytule. Bo nie wystarczy uwierzyć w Boga, trzeba jeszcze sprawić, aby Bóg uwierzył w nas.