Lenin mówił o takich ludziach jak Wells, że są „pożytecznymi idiotami”. To nie są głupi ludzie, czasem wręcz mają na koncie olbrzymie, niezaprzeczalne osiągnięcia. Sęk w tym, że dają się ogłupić jakiemuś dyktatorowi i w zamian za miłą i fajną wycieczkę piszą i powtarzają po powrocie do siebie rzeczy, za które machiny propagandowe dyktatorów musiałyby zapłacić ciężkie miliony.
Najnowszym członkiem tego elitarnego klubu jest Dennis Rodman, pięciokrotny zdobywca mistrzostwa NBA, wielka, wielka gwiazda koszykówki. Widziałem go na żywo na boisku i do dziś jestem pod wielkim wrażeniem jego umiejętności.
A jednak czuję się głęboko zażenowany, gdy oglądam zdjęcia z kolejnego wyjazdu Rodmana do Korei Północnej. Czytam jego opisy lunchu, jaki zjadł z „piękną rodziną” Kim Dzong Una nad brzegiem jeziora, gdzie obaj panowie rozmawiali o tym, jak koszykówka może pogłębić przyjaźń między narodami.
No i przy okazji Rodman zdobył wielkiego dziennikarskiego newsa – ujawnił, że córka Kima ma na imię Dżu Ae. – Kim jest dobrym tatą – zapewnił Rodman.
Drugie imię, które wspomniał Rodman podczas wizyty w Pjongjangu, to Kenneth Bae. Obywatel USA pochodzenia koreańskiego został skazany na 15 lat gułagu za „propagowanie informacji mających doprowadzić do przejęcia władzy w kraju przez chrześcijan”. Chodzi prawdopodobnie o to, że Bae dał komuś Biblię. Nie pomogło mu, że na komputerze miał zdjęcia głodujących dzieci w Korei Płn. Wszystko, co wiemy, to przypuszczenia, bo proces Bae był oczywiście tajny.