W Tatrach spadł śnieg, do sezonu narciarskiego jeszcze daleko, przynajmniej w kraju. Dżdżysto. Poselska prowincja na sesję dopiero zjedzie, ale Warszawka siedzi na miejscu. Tym trudniej pojąć rezultat czwartkowej łapanki do „Kropki nad i" ( 19.09.2013 r.).
Z drugiej strony, paraliżującą dawkę Niesiołowskiego -„dopuszcza się raz na dziesięć lat"- przekroczono w „Kropce" pięćdziesięciokrotnie. Peowcy bodaj w czwartki grywają w banię. PSL po dożynkach na swojskim gumnie. Pisowcy odpadają z natury rzeczy, zbyt dobrze im ostatnio idzie. Ziobro z Kurskim dopiero co lizali w „Kropce" podkarpackie rany, które wreszcie powinny zacząć zarastać błoną zapomnienia, a zbolali księża też już meldowali się po wakacjach. Poza tym, ile godzin można rozgryzać martyrologię hipotetycznego obrzezania księdza Lemańskiego? Już ostatnim razem problem ten podniecał intelektualnie chyba jedynie redaktor Olejnik, a ludziom i tak od dawna pokiełbasił się zwykły Obirek z Sową. W kwestiach intymnych nawet na Palikota nie można zbytnio liczyć, odkąd cały kraj od miesiąca wymyśla dla niego nowe nazwy. Dotychczasowej paranoi ruchu nie wytrzymywał chyba już nawet wierny jej członek Armand Ryfiński.
Musiało więc we czwartek zapanować jakieś dramatyczne bezrybie, gdy padło na Marcinkiewicza. Takie to jednak szalone czasy, że nawet, o co poszło Kaczyńskiemu z Ziobrą nikt dziś nie pamięta. Kto zacz Marcinkiewicz? Wikipedia, jak Cyganka, prawdę ci powie, ale komu chciałoby się zwlekać z kanapy tylko po to, żeby sprawdzić, kim jest facet, który na pewno był kiedyś małym Kaziem.
Przypomniałam sobie, że przecież wytrzymałam kiedyś w życiu całe dwadzieścia minut „Miłości nad rozlewiskiem", więc poprawiłam tylko kota, który już wcisnął mi się za plecy i włączył radyjko.
- Jaki to człowiek Antoni „Maciarewicz"? – postawiła problem gospodyni „Kropki" na wstępie.