Dla porządku: całkowicie abstrahuję tutaj od oceny PRL, stanu wojennego, Okrągłego Stołu, rządu Mazowieckiego i innych takich okoliczności. Idzie mi tylko i wyłącznie o postanowienie warszawskiego Sądu Apelacyjnego o przymusowym (policyjno-medycznym) przewiezieniu 90-letniego generała na kilkudniowe badania lekarskie z Warszawy do odległego o 350 km Gdańska.
PAP podaje, że „IPN domagał się ponownego przebadania Kiszczaka m.in. po tym, jak prasa pokazała, że uczestniczył on w uroczystościach pogrzebowych gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Prezentowano też wtedy fotografie, na których Kiszczak bawił się w ogrodzie z psem”.
Po pierwsze, jako ówczesny naoczny świadek najazdu paparazzich na mazurską miejscowość Wykno koło Nidzicy, gdzie generał ma swój domek, mogę przed każdym sądem ludzkim czy boskim zaświadczyć, że to raczej pies bawił się z Kiszczakiem, bo generał ledwie się rusza. Widać by to było od razu na ruchomym filmie, ale taki film z kolei byłby bezużyteczny dla prokuratora.
Nie inaczej z pogrzebem generała Jaruzelskiego. Jak każdy mógł zobaczyć w telewizji, generał Kiszczak był tam obecny więcej niż niemrawo, i to pod czujną opieką wspierających go syna i żony. Skoro dla prokuratora taka obecność na pogrzebie towarzysza broni dowodzi dobrej kondycji zdrowotnej żałobnika, to po co jakieś dodatkowe badania?
Najważniejszy jednak wydaje mi się brak jakiejkolwiek odpowiedzi na pytanie: dlaczego akurat Gdańsk? Kompletnie tego nie wiadomo, nawet moje dobrze poinformowane źródła nie mają żadnej rozsądnej hipotezy. Naturalnym miejscem dla takich badań (przed którymi, co do istoty, generał nigdy się nie uchylał) wydaje się Warszawa. Nie dlatego nawet, że generał Kiszczak mieszka w Warszawie, lecz przede wszystkim dlatego, że Warszawa zdecydowanie góruje nad wszystkimi innymi miastami liczbą nowocześnie wyposażonych ośrodków medycznych oraz liczbą i rozmaitością pracujących w nich specjalistów wysokiej klasy. To samo sugerował na piśmie dwa miesiące temu biegły lekarz sądowy. Bo przecież na pewno nie chodziło o to, by stary i chory generał przez sześć godzin kołysał się na podskakujących karetkowych noszach...