Nie inaczej ze zbożnymi apelami o "zasypanie podziałów" i "zgodę narodową". Zło stało się dużo wcześniej i nie za przyczyną wyborczego wyniku. Zasadniczy błąd popełniono już dawno. Im wcześniejszy rząd wolnej Polski po przełomie 1989 roku, tym mniejsza wina, ale nikt nie jest czysty. Nawet pierwsze rządy zwycięskiej w 1993 roku koalicji pod wodzą postkomunistów nie uczyniły wiele złego. To przecież premier Cimoszewicz ustanowił apolityczną służbę cywilną. Ale już z początkiem prezydenckiej kadencji Lecha Wałęsy mówiono o "wymianie elit", co dzisiaj wróciło w postaci spotworniałej. Sławne "TKM" podczas rządów śp. AWS było zapowiedzią triumfu interesików partyjnych nad interesem narodowym, jednak rząd Jerzego Buzka jeszcze się trochę pilnował. Ale już nie jego następcy. Państwo nie jest dla nich „Rzeczą pospolitą" powierzoną wspólnej trosce, ale łupem do pożarcia, stąd zniszczenie służby cywilnej, obsadzanie administracji i gospodarki swoimi ludźmi.
Rządzący PiS niczego nowego nie wymyślił, doprowadził tylko do końca to, co zapoczątkował SLD Leszka Millera, a bezkarnie kontynuowała Platforma. Przesławny Misiewicz nie jest dzieckiem Macierewicza, ale rozmnożonym w tysiącach wcieleń bękartem kolejnych rządów. Jak z tego wyjść? Nic nie pomoże wycięcie po wyborach. Nowa łapczywa horda wedrze się żądna zapłaty za polityczne zasługi. Odwołać się do wartości? A gdzież one?