Tym razem dali popis w kwestii tzw. bitcoinów. To cyfrowa nowinka, internetowa kryptowaluta wymyślona przez informatyków. Budzi wiele kontrowersji, w tym natury podatkowej. Bo jak traktować wirtualny symbol niemający oparcia w żadnym banku? Którym da się jednak i płacić, i handlować? To przedmiot czy pieniądz? Na naszych urzędnikach te niejasności nie zrobiły żadnego wrażenia. Zachowali się jak średniowieczni poborcy, zainteresowani jedynie obdarciem podatnika ze skóry. Oświadczyli, że kto handluje bitcoinami, powinien zapłacić podatek od zysku. A także podatek od tzw. czynności cywilnoprawnych (PCC). Taki sam, jaki płaci się przy kupnie auta czy mieszkania.
Równie dobrze mogliby zamiast tego każdemu handlującemu bitcoinami wręczyć zawleczkę od wojskowego granatu, mówiąc przy tym: „resztę wsadziliśmy ci do spodni". Dlaczego? Bo PCC płaci się od wartości przedmiotu każdej transakcji. Tymczasem giełda bitcoinów to miliony transakcji. Wystarczy uruchomić program w komputerze. To tak, jakby pójść na lotnisko i co chwila zmieniać zdanie co do kierunku zagranicznej podróży. A po każdej zmianie biec do kantoru i wymieniać posiadane pieniądze na walutę wybranego kraju. I tak w kółko przez tydzień, przy czym... na koniec nigdzie nie polecieć.
Normalnie wrócilibyśmy do domu. Ale tutaj nie! Bo przy wyjściu stoi fiskus i żąda PCC od każdej wymiany. I na nic tłumaczenia, że nigdzie przecież się nie poleciało i grosza na nic się nie wydało.
Wśród amatorów bitcoinów jest wielu młodych ludzi. Jak mogą wpłynąć na nich takie decyzje urzędników? Wyobraźmy sobie Jasia – młodego przedsiębiorczego studenta. W wakacje zarobił i odłożył kilka tysięcy. Zarobek zainwestował w bitcoiny. Wolał to, zamiast imprezować. Wgrał program i jego własny laptop handlował za niego miesiącami 24 godziny na dobę. W kwietniowy piątek spotkał się z kolegami na piwie i pochwalił, że zarobił już całe 500 złotych. Koledzy z uznaniem kiwali głowami. W poniedziałek zaś Jaś otworzył rano portal z newsami i zauważył artykuł o urzędniczej interpretacji dotyczącej bitcoinów. Zajrzał do historii swoich transakcji. I w sekundę osiwiał.
Okazało się, że ma do zapłacenia ciężkie dziesiątki tysięcy złotych podatku PCC. Z przerażeniem pobiegł do rodziców. A ci powiedzieli mu: „synku, tak działa to państwo. Jak byłeś mniejszy, to zabrało nam pieniądze zgromadzone w OFE".