Krajowe przedsiębiorstwa odczuły właśnie spowolnienie w strefie euro, która, jak wiadomo, jest dla rodzimych producentów największym rynkiem zbytu. Jeśli negatywne tendencje pogłębią się w kolejnych miesiącach, widmo osłabienia popytu może zajrzeć w oczy krajowym eksporterom. Dla wielu firm będzie to stanowić kolejne wyzwanie po wysokich cenach surowców i materiałów oraz rosnących kosztach pracy.

Dobra koniunktura jest o tyle istotna dla polskiego sektora wytwórczego, że w warunkach silnego popytu firmy mogły sobie pozwolić na większe lub mniejsze podwyżki cen , które rekompensowały negatywny efekt wzrostu kosztów. W przypadku nadchodzącego wyhamowania koniunktury będą miały utrudnione zadanie. Tym samym można spodziewać się pogorszenia ich wyników finansowych.

Pogorszenie perspektyw wzrostu niestety ograniczy skłonność wielu przedsiębiorstw do inwestycji. W warunkach niepewności gospodarczej trudno wymagać od zarządów, by utrzymały dotychczasowe tempo nowych inwestycji, które w skali całego sektora i tak nie było oszałamiające. Firmy raczej będą zainteresowane ciułaniem gotówki na kontach na wypadek zaostrzenia kryzysu. Niemniej skutki takiej postawy odczuje cała gospodarka, której tempo wzrostu będzie hamować. Tymczasem niższe tempo wzrostu gospodarczego to niezbyt dobra informacja dla budżetu, bo przekłada się na mniejsze wpływy z podatków. Warto zaznaczyć, że nie jest to perspektywa najbliższych miesięcy, ale raczej kolejnych lat.

Nie mam zamiaru nikogo straszyć kryzysem, bo gospodarka wciąż pędzi, ale musimy być przygotowani na cykliczne spowolnienie, które najprawdopodobniej już widać na horyzoncie. Jego skutki dla wielu przedsiębiorstw mogą okazać się bolesne, ale inne, odpowiednio przygotowane, wyjdą z niego jeszcze mocniejsze.