Kopenhaga pokazała, że nie da się podjąć globalnych decyzji bez udziału Chin. Negocjatorzy z tego kraju już nie ukrywają się za plecami państw rozwijających się należących do G77, ale stawiają twarde warunki w imieniu swojego kraju. I żądają, aby traktować ich co najmniej na równi z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych. Coraz bardziej doniosły jest głos Indii i Brazylii, rządy tych państw zaczynają dostrzegać swoją potęgę i chcą być traktowane adekwatnie do niej. Na przykład Brazylia, głosem swojego prezydenta Luli da Silvy, zapowiedziała, że choć sama jest państwem rozwijającym się, to będzie wdrażać własną politykę ochrony klimatu i przyłączy się do pomocy finansowej dla krajów biedniejszych.
Ogromnie traci na znaczeniu Rosja. Kiedy 17 lat temu rozpoczynano negocjacje klimatyczne, z jej zdaniem liczyli się wszyscy. Z Kopenhagi prezydent Dmitrij Miedwiediew wyjechał wcześniej, rozgniewany tym, że chociaż Rosja zmieniła swój negatywny stosunek do konwencji klimatycznej, nikt nie interesuje się jej opinią.
Unia Europejska utraciła pozycję lidera. Rozdarta wewnętrznie sprzecznymi interesami krajów członkowskich nie potrafiła być partnerem dla USA i Chin. Można było wręcz odnieść wrażenie, że Wspólnota jest lekceważona przez innych, przekonanych, że i tak wyrazi zgodę na większość zgłoszonych propozycji. Mając ambitny cel zarówno w odniesieniu do redukcji emisji, jak i finansowania krajów rozwijających się, UE nie potrafiła przekonać do swoich projektów innych liczących się negocjatorów. Chociaż w Kopenhadze dyskusja teoretycznie dotyczyła tylko ochrony klimatu, to w rzeczywistości jej decyzje miały wpłynąć na wiele różnych sfer życia obywateli wszystkich krajów świata. Z tego też względu proces kopenhaski powinien być obiektem starannej analizy politycznej. Wskazuje bowiem na kryzys w łonie Unii Europejskiej, która mimo przyjęcia traktatu lizbońskiego nie potrafi odzyskać istotnego miejsca w polityce międzynarodowej.
[srodtytul]Politycy na cenzurowanym[/srodtytul]
Konferencja w Kopenhadze pokazała także poziom zdenerwowania społeczeństwa obywatelskiego bezradnością polityków. Po raz pierwszy od początku negocjacji w ich trakcie doszło do agresywnych wystąpień ulicznych, brutalnie tłumionych przez policję. Część z nich wynikała z bezradności policji duńskiej, inne były wyrazem frustracji przedstawicieli krajów rozwijających się. W przyszłości trzeba się będzie liczyć z narastającą agresją tych, którzy ponoszą najwyższe koszty zmian klimatu.
Trudno jest dziś, kilka dni po zakończeniu 15. Konferencji Stron Konwencji Klimatycznej, powiedzieć, jakie będą efekty “Copenhagen Accord” i czy uda się zgodnie z planami doprowadzić do podpisania tego porozumienia w Meksyku. Z jednej strony w czasie negocjacji pojawiło się tyle wątków, które wymagają uzgodnienia, że trudno sobie wyobrazić, iż będzie możliwe ich ujęcie w jednym porozumieniu. Z drugiej strony, jak wskazuje wielu obserwatorów, konwencja już dawno przestała być porozumieniem ekologicznym, w którym chodzi o przetrwanie świata, a stała się umową, jaka ma na nowo zdefiniować rozkład sił na świecie. Przynieść rekompensatę tym, których wykorzystanie przyczyniło się do rozwoju Zachodu. Zmienić warunki konkurencyjności gospodarki poszczególnych krajów.