„Koszt ratowania greckiej gospodarki przerasta już nie tylko możliwości, ale i wyobraźnię europejskich polityków” – konkluduje „Dziennik Gazeta Prawna”. „Dług publiczny Grecji zbliża się do 300 mld euro, co stanowi 115 proc. greckiego PKB. Jedyną szansą na sfinansowanie potrzeb tego kraju jest międzynarodowa pożyczka” – tłumaczy „Gazeta Wyborcza”. A kwoty, które mają pozwolić uchronić rząd w Atenach od konieczności ogłoszenia niewypłacalności kraju, padają różne. Bazą jest pakiet 45 mld euro, na który ma się złożyć Unia i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale to zapewne za mało. „Pakiet pomocy dla Aten może w ciągu trzech lat sięgnąć nawet 100-120 mld euro” – donosi gazeta. „MFW i Unia mogą pożyczyć Grecji nawet 135 mld euro” – podnosi poprzeczkę „Rzeczpospolita”. „Uniknięcie bankructwa Grecji może kosztować nawet 186 mld euro” – cytuje z kolei szacunki Barclays Capital „Dziennik Gazeta Prawna”. A Michael Massurakis, główny ekonomista Alpha Banku w Atenach w rozmowie z „Rz” odpowiadając na pytanie, czy kryzys zadłużeniowy może się rozlać po innych krajach strefy euro: Hiszpanii, Portugalii czy Irlandii odpowiada: „Rynki oszalały, więc nie można tego wykluczyć. W podobnych kłopotach mogą znaleźć się inne zadłużone kraje eurolandu.” No cóż, w tej sytuacji zdecydowanie trzeba przyznać rację także cytowanemu przez „Rzeczpospolitą” Jackowi Rostowskiemu, polskiemu ministrowi finansów, który stwierdza, że „delikatnie mówiąc, sytuacja jest delikatna”.

Ale spójrzmy na te miliardy z innej strony. Według ogłoszonego wczoraj już po raz czwarty rankingu najdroższych marek świata, przygotowywanego przez Millward Brown Optimom, Google, po 14-procentowym wzroście w porównaniu z wyceną w 2009 r., jest warte 114,26 mld dolarów. „W ciągu ostatniego roku, gdy większość finansowych wskaźników spadała, wartość 100 najdroższych marek na świecie wzrosła o 4 proc., przekraczając pułap 2 bln dolarów” – czytamy w cytowanym przez „Gazetę Wyborczą” komentarzu analityków Millward Brown. Paradoksem jest, że wystarczyłoby jedno Google, by choć częściowo rozwiązać problemy bankrutującego kraju, choć porównanie trochę abstrakcyjnego pojęcia wartości marki z twardym długiem publicznym jest oczywiście tylko intelektualną zabawą.

Na szczęście „Największe polskie firmy wygrały z kryzysem”, jak ogłasza to „Rzeczpospolita” przy okazji publikacji 12. już Listy 500, na której znalazły się największe polskie przedsiębiorstwa. Receptę na sukces zgrabnie sformułował na zielonych stronach „Rz” wicepremier i minister naszej gospodarki Waldemar Pawlak: „Chcę pogratulować wszystkim z Listy 500, bo pokazują, jak ważne jest oferowanie konsumentom tego, czego chcą. A zwłaszcza w tak przebojowy sposób. Wyniki tych firm to sygnał, że jesteśmy po »zielonej stronie mocy«”.

To nie najgorsze miejsce, zwłaszcza jeśli się wierzy w istnienie „finansowego piekła”.