Od tego momentu na dobre zaczęła się hossa na rynkach, więc inwestorzy i tym razem – może trochę z sentymentu – obserwowali to wydarzenie. Oficjalne analizy raczej nie wskazywały na możliwość ogłoszenia jakiegokolwiek nowego programu już teraz.
Rzeczywiście Bernanke powiedział jedynie, że gospodarka zwolniła, a Fed ma narzędzia, które mogą ją wspomóc, nie ujawniając jednak, co to za narzędzia, ani kiedy mogą zostać użyte.
Rozbudzenie wyobraźni jest czasem lepsze niż fakty – w tym wypadku po kilkuminutowych spadkach rynek akcji zaczął piąć się w górę. Wyglądało to tak, jakby inwestorzy znający artykuły prof. Bernankego sprzed kilku lat zaczęli sobie wyobrażać te płachty nowiutkiego papieru i woń świeżej farby i stwierdzili, że nie ma co czekać, tylko pozycjonować się na nową hossę.
Czy jednak Fed będzie szedł tą samą drogą co poprzednio? Wydaje mi się, że obserwatorzy rynku zdają sobie sprawę z wpływu, jaki poprzedni program miał na różne klasy aktywów. Myślę, że trudno byłoby obronić tezę, że poprzedni program nie miał wpływu na ceny surowców. Przy dużym obciążeniu konsumentów zadłużeniem i rosnącym naciskiem na oszczędzanie również przez rządy wzrost cen surowców jest czynnikiem, który dodatkowo spowalnia popyt. Fed powinien więc ostrożnie dozować nowe środki w gospodarce, aby nie sprzyjać wzrostowi cen tam, gdzie nie jest on potrzebny.
Co więc zrobi Fed? Pewnie nie będzie miał wyjścia i będzie musiał użyć środków, które podobno ma. Jeśli już zaczął grę z rynkiem w obiecanki, to chyba musi w nią grać dalej. No chyba że kolejne dane z amerykańskiej gospodarki okażą się lepsze.