Epopeja z jego wyborem miała zakończyć się wczoraj, ale rozmowy z kandydatami z krótkiej listy, którzy mieli m.in. przedstawić plan restrukturyzacji przewoźnika, wieczorem przerwano. Wiele wskazuje natomiast na to, że kandydat na męża opatrznościowego już jest – były prezes Sebastian Mikosz, który ponad dwa lata temu zrezygnował z misji kierowania spółką po wojnie, jaką wypowiedzieli mu związkowcy i jednoczesnym braku wsparcia ze strony właściciela. Najwyraźniej postanowił raz jeszcze zaryzykować, skoro zgłosił swoją kandydaturę w konkursie. Jednak choć znalazł się wśród 27 zakwalifikowanych do rozmów, odpadł na pierwszym etapie. To, że minister skarbu Mikołaj Budzanowski zdecydował się rozpocząć rozmowy z Mikoszem, może świadczyć o głębokim podziale zdań wśród rady nadzorczej odnośnie pozostałych kandydatów.

Czasu jest niewiele, bo Lot znajduje się w poważnych tarapatach. Minister skarbu wie o tym doskonale. Za brak trafnej decyzji może zapłacić utratą stanowiska. Bo choć  premier Tusk zapowiadał również odwołanie (z innych powodów) poprzednika Budzanowskiego, Aleksandra Grada i kończyło się na straszeniu, w tym przypadku sytuacja jest inna – Budzanowski to nie zaufany z partyjnych szeregów, ale człowiek z zewnątrz, który już przy nominacji słyszał, że jeśli się nie sprawdzi, może zostać zastąpiony innym „zderzakiem".

Z przedłużającym się wyborem prezesa Lotu mają wiele wspólnego związki zawodowe, które lansują własnego kandydata z krótkiej listy i własne pomysły na uratowanie spółki, choć opóźniając decyzję, działają ewidentnie na jej niekorzyść. Lot nie jest jedynym przewoźnikiem na świecie, który wpadł w finansowe turbulencje, jednak inne firmy potrafiły uporać się z ich konsekwencjami znacznie szybciej, wdrażając cięcia i realizując szybko plan ratunkowy. Teraz konkurencja też nie zasypia gruszek w popiele – gdy rada nadzorcza deliberuje nad tym, kto może wyprowadzić spółkę na prostą, a dreamlinery, dzięki którym Lot miał stać się czołowym przewoźnikiem wożącym europejskich pasażerów do Azji, takie linie jak Emirates czy Turkish Airlines  już kuszą ich atrakcyjną cenowo ofertą. Zegar dla Lotu tyka coraz szybciej. Jeszcze chwila  i nawet Sebastian Mikosz nie będzie miał co ratować.