To w środę zobaczymy najbardziej oczekiwany raport ostatnich tygodni, czyli ten dotyczący OFE, a rozstrzygnięcie nastąpi za tydzień. Przed nami też kolejne odcinki serialu pt. „Niekończąca się opowieść o tym, jak złe są OFE", nowe wypowiedzi wicepremierów, przedstawicieli resortów finansów i pracy, mniej i bardziej oficjalne stanowiska osób zbliżonych do rządu albo Rady Gospodarczej przy Premierze.
Trudno nie mieć wrażenia, że to powtórka z przeszłości, a dokładnie z 2011 r. Wtedy skończyło się na ekspresowym cięciu składki kierowanej do funduszy emerytalnych z zapowiedzią jej wzrostu w kolejnych latach. I choć zapewne nie zobaczymy tym razem powtórki słynnego pojedynku Jacek Rostowski vs. Leszek Balcerowicz, to temperatura sporów wokół OFE szybko nie spadnie.
Ta „debata" dotycząca systemu emerytalnego zastępuje konieczne rozmowy o prawdziwych reformach. Nic nie słychać o likwidacji przywilejów emerytalnych części grup zawodowych czy reformie KRUS. Jak wczoraj słusznie zauważyła Konfederacja Lewiatan „30–40-latki nie wyjdą przecież na ulice w obronie przyszłej emerytury, a górnicy, policjanci i rolnicy – tak". Można by dodać: niestety. Po przyszłotygodniowej decyzji rządu w sprawie proponowanych zmian dotyczących OFE czekają nas podobno konsultacje społeczne. Premier zapowiedział, że dyskusja ma być „do bólu uczciwa". Tylko czy wyrok na fundusze już nie zapadł? W końcu nieraz słyszeliśmy od samego premiera i jego ministrów, że ważniejsze jest „tu i teraz", od tego, co wydarzy się za 20 czy 30 lat. Wtedy już kto inny będzie musiał się zmierzyć z konsekwencjami dzisiejszych decyzji.