Bioton to jedna z tych spółek, które w pierwszej publicznej ofercie sprzedały marzenia. Efektem był kilkunastomiesięczny szybki wzrost kursu, a potem, gdy rynek mógł zweryfikować przedstawione prognozy, akcje już tylko taniały. W marcu 2005 r. w IPO papiery kosztowały 2,75 zł (55 gr, gdy uwzględnimy split z czerwca 2006 r). W piątek warte były 3 gr za sztukę. Jak można prosto wyliczyć, staniały o 94,5 proc. Gdy spojrzymy na maksymalną cenę – z czerwca 2006 r. – utrata wartości jest o wiele większa i wynosi 99,5 proc.

Wartość rynkowa papierów Biotonu już od marca 2008 r. jest poniżej 1 zł, a od października 2010 r. jest niższa niż 20 gr. Odnoszę wrażenie, że groszowość nie przeszkadzała zarządowi spółki. Zdanie zmienił – jak napisano w komunikacie – „w związku z zakwalifikowaniem przez zarząd GPW akcji spółki do segmentu Lista Alertów ze względu na bardzo wysoką zmienność kursu akcji".

Wpisanie Biotonu na listę alertów zbiegło się w czasie z zainicjowaniem przez giełdę dyskusji o losach groszowych akcji. Zarysowana przez GPW możliwość wykluczenia z obrotu spółek trwale kosztujących mniej niż 1 zł nie jest zapewne atrakcyjną perspektywą.

Można więc powiedzieć, że działania władz giełdy w przypadku Biotonu są przynajmniej w części skuteczne. Jesienią akcje spółki nie będą już groszowe. Czy jednak automatycznie zakończy to gwałtowne wahania kursu? I – co ważniejsze – czy kurs trwale pozostanie powyżej 1 zł?

O ile na pierwsze pytanie można z dużą dozą prawdopodobieństwa odpowiedzieć twierdząco, to na drugie odpowiedź jest trudniejsza. Samo zwiększenie ceny akcji nie usuwa przyczyn, które sprowadziły notowania Biotonu do dna. Potrafię sobie wyobrazić, że kurs, który dziś skacze między 3 a 4 gr, zacznie się osuwać. Tak jak wtedy, gdy akcje kosztowały 2 zł, a potem 1 zł i 50 gr. By był przynajmniej stabilny, potrzebne jest odbudowanie zaufania inwestorów. A do wzrostu niezbędne są perspektywy trwale dobrych wyników. Jakoś tego nie potrafię sobie wyobrazić.