Polska fabryka Fiata jest bezpieczna

Wiem, że polska fabryka nie wykorzystuje w pełni swoich mocy ani niebywałych możliwości przestawiania się z produktu na produkt i wykonywania naszych nawet najbardziej szalonych pomysłów. Ale będziemy robić wszystko po kolei - mówi prezes Fiat Sergio Marchionne.

Publikacja: 14.10.2014 04:00

Polska fabryka Fiata jest bezpieczna

Foto: Bloomberg

W spocie reklamowym najnowszego modelu Fiata — „X" słynna błękitna pigułka wpada do baku tyskiej „500" i auto nabiera muskułów, wyraźnie się rozrasta. Ale 500x ma być produkowane w fabryce w Melfi. Kiedy taką „viagrę" będzie pan miał dla fabryki w Tychach?

Mam dzisiaj ręce pełne takich pigułek. Ale niestety w tej chwili nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że nasza polska fabryka nie tylko nie wykorzystuje w pełni swoich mocy, ani niebywałych wręcz możliwości przestawiania się z produktu na produkt i wykonywania naszych najbardziej szalonych pomysłów. Ale prawda jest taka, że musimy robić wszystko po kolei. Nie jestem dzisiaj w stanie walczyć na wszystkich frontach. Więc w tej chwili mogę powiedzieć tyle: polska fabryka Fiata jest bezpieczna, jak i to, że konkretnej odpowiedzi na to pytanie będę mógł udzielić w ciągu najbliższych 36 miesięcy. Może mnie pani trzymać za słowo. Naprawdę.

Rozumiem, że zależy to przede wszystkim od sytuacji na rynku europejskim, jak więc ją pan ocenia?

Nigdy nie wierzyłem w jego szybką odbudowę i sądzę, że czeka nas wydłużony okres wahań popytu. Niepokoją mnie ostatnie spory między Francją a Niemcami i rozbieżności w kwestiach metod pobudzania gospodarki. I to, że nadal nie zostały przeprowadzone niezbędne reformy. To prawda, część gospodarki udało się odbudować, ale jeśli chodzi o rynek motoryzacyjny to nie sądzę, żeby rok 2015 miał być znacznie lepszy, niż 2014, chociaż najgorszy moment mamy już chyba za sobą. natomiast do roku 2018 zakładam, że wykorzystamy całe nasze europejskie moce produkcyjne.

Jak na tę sytuację wpływa konflikt Rosja- Ukraina?

Nadal wierzę w jego polityczne rozwiązanie. Ale znów: nie sądzę, żeby mogło ono nastąpić szybko, niestety raczej nie w ciągu następnych kilku miesięcy. Chcę wierzyć, że tak właśnie sprawy się potoczą, bo alternatywa mnie przeraża. Stąd nadzieja, że zwycięży zdrowy rozsądek i w roku 2015 wrócimy do czasów, kiedy Rosję i Zachód znów połączą normalne stosunki gospodarcze.

W swojej strategii mówi pan o 7 mln sprzedanych aut w 2018 roku. Jak chce pan to osiągnąć w sytuacji, kiedy rok 2013 FCA zamknął wynikiem 4,4 mln?

Stawiam na Jeepa, którego sprzedaż przekroczyła nasze oczekiwania. A 24 czerwca 2015 planujemy premierę nowego modelu Alfy. Będzie to efekt naszej pracy z ostatnich dwóch i pół roku i kontynuacja umacniania się w segmencie aut premium. Podobnie postąpiliśmy wcześniej z Jeepem. W roku 2009, kiedy Fiat przejmował 25 proc. udziałów w Chryslerze sprzedawaliśmy 2 tysiące Jeepów. W tym roku sprzedamy ich ponad milion. Czyli daliśmy dowód, że cuda się zdarzają, tylko trzeba nad nimi ciężko popracować. Sukces Alfy zależy od sprawnej dystrybucji i oczywiście od samego produktu, który musi zmierzyć się ze swoimi niemieckimi konkurentami. To prawda, kiedyś Alfa poniosła porażkę na rynku amerykańskim, ale wówczas nie mieliśmy dostępu do sieci dilerów Chryslera. Teraz więc jeśli będzie odpowiedni produkt, jesteśmy w stanie dotrzeć z nim wszędzie.

FCA niespecjalnie spieszy się do „elektryfikacji" oferty. Nie obawia się pan, że przy stawianiu na takie modele, jak Jeep i Alfa nie będzie pan w stanie spełnić europejskich norm emisji spalin?

Pozostaję sceptyczny wobec pędu do elektryfikacji w motoryzacji. Moim zdaniem kolejne 5 lat nie przyniesie rewolucyjnych rozwiązań. Gdybym teraz nagle starał się „wskoczyć" do tej elektrycznej kolejki dowiódłbym, że jestem niedojrzały. Wystarczy na mnie spojrzeć: to nie jest prawdą. Mam inne priorytety, bo obniżenie emisji CO2 w spalinach można osiągnąć innymi metodami i pokazaliśmy to prezentując LaFerrari. Wszystko jest możliwe: super silnik, osiągi, niska emisja jak na takie auto. Kolejnym przykładem będzie minivan, którego premierę zapowiedzieliśmy za rok, po niej kolejne i te auta będą posiadały silniki spalinowe i baterie elektryczne. Nie wierzę, żeby na największych rynkach, takich jak amerykański, auta elektryczne zrobiły karierę, bo nigdy nie będą one w stanie zapewnić przejechania takiego dystansu, na jakie się tam podróżuje. Ale współpracujemy z dostawcami komponentów, aby ostatecznie dojść do rozwiązania, jakie by nas satysfakcjonowało. Wiara w to, że elektryfikacja aut jest metodą na zwiększenie zysku, jest bardzo nierozsądna. Bo mógłbym dzisiaj zaskoczyć rynek modelami elektrycznymi, ale wolę nie myśleć jak by się to przełożyło na finanse FCA. Natomiast jestem przekonany, że w momencie, kiedy urzędowo będą obniżane limity emisji CO2 branża przestawi się właśnie na napęd mieszany, spalinowo-elektryczny, w przypadku aut miejskich — na pełną elektryfikację. Tyle, że to przełoży się na ceny i iluzją jest myślenie, że takie auto będzie można kupić mniej, niż 10 tys. euro. Rozmawiałem już o tym z prezesem Volkswagena, Martinem Winterkornem, bo jesteśmy zaniepokojeni dążeniem Komisji Europejskiej w kierunku dalszego zaostrzania limitów emisji. Jest granica, którą branża jest w stanie zaakceptować i właśnie do niej doszliśmy. Nie mówiąc o tym, że nie stwarza się branży kolejnych trudności w rynkowym dołku.

Unia Europejska negocjuje dwie umowy o wolnym handlu- ze Stanami Zjednoczonymi i z Japonią. Jak pan ocenia ich wpływ na sytuację branży w Europie?

Europejscy producenci praktycznie nie istnieją na rynku japońskim, bo tam jeździ się innymi autami. Więc otwarcie japońskiego rynku nie stworzy wielkich okazji. Inaczej jest z umową ze Stanami Zjednoczonymi, bo po przezwyciężeniu wszystkich kwestii prawnych, możliwości eksportu będą ogromne.

Od 12 października jest pan także szefem Ferrari. Jakie ma pan plany dla tej marki?

Zacznijmy od tego, że Luca di Montezemolo zrobił niesamowicie dużo dla tej marki. Sam jeżdżę Ferrari i wiem o czym mówię. Więc przez zmianę szefa nie może ucierpieć wyjątkowość tej marki. Musimy też wręcz obsesyjnie pilnować liczby wyprodukowanych aut. Uzgodniliśmy w roku 2007, że nigdy nie wyprodukujemy tyle Ferrari, aby mogła spaść ich wartość na rynku wtórnym. W żadnym wypadku nie może to być produkt łatwo dostępny i każdy nabywca musi poczekać, zanim wsiądzie za kierownicę swojego Ferrari. Ale jeżeli musi czekać na nie 2 lata, to jest to zbyt długo, bo jest różnica pomiędzy ekskluzywnością, a fikcją. Kiedy pokazaliśmy LaFerrari, natychmiast znaleźli się chętni do kupienia wszystkich 499 sztuk, jakie planowaliśmy wyprodukować. W strategii, jaką zaprezentowaliśmy w maju jest zapisane, że będziemy rocznie produkować 7 tys. Ferrari rocznie. Ta wielkość jednak musi być nieustannie monitorowana. Nie zmienia to faktu, że kiedy widzę, że wśród pierwszych trzech aut, które wygrywają wyścigi Formuły 1 nie ma ani jednego Ferrari, ciśnienie skacze mi w górę, bo Ferrari zdobył swoje ostatnie mistrzostwo w roku 2008. Był wprawdzie o krok od wygranej dwukrotnie, ale przegrywał ostatni wyścig. I tutaj chcę zmian.

Kilkakrotnie w tej rozmowie wymienił pan datę 2018, jako kluczowy moment w strategii FCA...

Bo wtedy chcę się wycofać. Mam 62 lata i w życiu jeszcze wiele do zrobienia. Mam już dosyć misji naprawiania biznesu. Niech więc ciężką pracą zajmą się młodzi ludzie.

Rozmawiała Danuta Walewska

CV

Sergio Marchionne - dyrektor generalny Fiat Chrysler Automobiles, absolwent m.in. uniwersytetu w Toronto, zyskał światowy rozgłos po przekształceniach w Fiacie i po wyprowadzeniu Chryslera z bankructwa. Doprowadził do fuzji Fiata i Chryslera, wyprowadził centralę Fiata z Włoch, a produkcję pandy z Polski.

Opinie Ekonomiczne
Marek Kutarba: Okręty podwodne ważniejsze od apache'ów
Opinie Ekonomiczne
Moja propozycja dla zespołu Brzoski: prywatyzacja przez deregulację
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak osuszyć ocean biurokracji i wyjść z cienia Ameryki
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Depresja gospodarczego mocarstwa
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie Ekonomiczne
Aleksandra Ptak-Iglewska: Ataki na 800 plus, czyli jazda rydwanem uprzywilejowanych
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”