Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak naprawdę ulżyć emerytom

Zamiast kupować głosy „nastymi” emeryturami, politycy mogliby poprawić los seniorów, prowadząc bardziej zdecydowaną walkę z inflacją. Nadmierny wzrost cen bije w tę grupę społeczną znacznie mocniej niż w resztę konsumentów.

Publikacja: 20.01.2023 03:00

Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak naprawdę ulżyć emerytom

Foto: Adobe Stock

Ten komentarz mógłby brzmieć następująco: skoro osoby po 65. roku życia są zadłużone – jak pisze dzisiaj „Rzeczpospolita” – na ponad 10 mld zł i ich długi rosną dalej, trzeba ulżyć ich doli. I po 13. oraz 14. emeryturze zacząć wypłacać 15., 16., 17., a z czasem może nawet i 24. Komentarz mógłby tak brzmieć, ale nie będzie. Bo taki sposób rozwiązania tego problemu to ekonomiczny absurd. Nie uniósłby tego polski system finansów publicznych.

Każda „nasta” emerytura to wydatek ponad 10 mld zł rocznie. W przybliżeniu tyle, ile wynosi owo zadłużenie seniorów. A skoro ono rośnie mimo wypłacania 13. od 2019 r. i 14. od 2021, to tak pomyślane transfery nie są dobrym rozwiązaniem problemu. Przy tym uszczuplają kwoty, jakie społeczeństwo mogłoby wydać na niedofinansowane obecnie ważne usługi publiczne. Jedną z takich kulejących dziedzin jest opieka zdrowotna, której niski standard rujnuje komfort życia seniorów. Przecież to oni najczęściej korzystają z porad lekarzy i w kolejce do specjalisty czy na zabiegi przedłużające życie muszą czekać miesiącami.

Czytaj więcej

Wysoka inflacja pustoszy portfele emerytów. Mają coraz więcej długów

Finanse publiczne to krótka kołdra – nadmierna hojność w jednej dziedzinie poważnie ogranicza możliwość utrzymania minimalnych standardów w innych. Politycy żerują na tym, że ludzie zwykle nie dostrzegają tego związku przyczynowego. Stąd bierze się kupowanie przychylności elektoratu przelewami słanymi na konta starszych wyborców. Choć uczciwiej byłoby ich zapytać: wolicie 14. emeryturę czy pięć lat życia w zdrowiu więcej dzięki lepszej opiece lekarskiej?

To wszystko nie znaczy oczywiście, że mieszkańcy Polski powyżej 65 lat życia żyją w finansowym komforcie i nie należy ich problemów rozwiązywać. A polegają one w ostatnich dwóch latach najczęściej na tym, że wobec galopującej inflacji coraz trudniej im wiązać koniec z końcem. Ich „koszyk” zakupów znacznie odbiega od przeciętnego kalkulowanego przez GUS do wyliczania oficjalnego wskaźnika inflacji. Emeryt rzadziej niż reszta konsumentów kupuje nowe ciuchy czy sprzęt RTV i AGD. Znacznie większą część jego koszyka zajmuje żywność i koszty utrzymania mieszkania. A właśnie ich ceny rosną najszybciej – w grudniu żywność była 21,5 proc. droższa niż rok wcześniej, a utrzymanie mieszkania i nośniki energii – aż o 22,5 proc., podczas gdy „ogólny” wskaźnik inflacji wyniósł 16,6 proc.

Owszem, emerytury systemowo, poprzez mechanizm corocznej waloryzacji, nadganiają raz w roku to, co im inflacja odbiera. Ale przecież gdy ceny dalej dynamicznie rosną, nie likwiduje to finansowego dyskomfortu. Zwłaszcza że seniorzy zdani są na przelewy z ZUS. Owszem ci, którzy mają taką sposobność i siły, coraz częściej dorabiają do emerytury, ale to mała część tej szybko rosnącej grupy społecznej.

Dlatego, zamiast kupować głosy „nastymi” emeryturami, politycy skuteczniej poprawiliby los seniorów, prowadząc bardziej zdecydowaną walkę z inflacją. I poprzez nastawioną na ten cel mieszankę polityki fiskalnej (rząd) i monetarnej (NBP) jak najszybciej sprowadzili wzrost cen z obecnych 16,6 proc. rocznie do 2,5 proc., czyli na razie wyłącznie teoretycznego celu inflacyjnego naszego banku centralnego. Może i nie sprzeda się to tak dobrze, jak dodatkowy – a de facto proinflacyjny – przelew na konta. Ale problem rozwiąże na lata.

Ten komentarz mógłby brzmieć następująco: skoro osoby po 65. roku życia są zadłużone – jak pisze dzisiaj „Rzeczpospolita” – na ponad 10 mld zł i ich długi rosną dalej, trzeba ulżyć ich doli. I po 13. oraz 14. emeryturze zacząć wypłacać 15., 16., 17., a z czasem może nawet i 24. Komentarz mógłby tak brzmieć, ale nie będzie. Bo taki sposób rozwiązania tego problemu to ekonomiczny absurd. Nie uniósłby tego polski system finansów publicznych.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację