Piątkowski, Hetmański: Wizja energetycznej niepodległości

Potrzebna jest nowa wizja rozwoju na miarę wejścia do Unii Europejskiej czy budowy portu w Gdyni w II RP. Tą wizją powinno być osiągnięcie przez Polskę energetycznej niepodległości w ciągu życia jednego pokolenia.

Publikacja: 10.11.2022 03:00

Piątkowski, Hetmański: Wizja energetycznej niepodległości

Foto: Adobe Stock

Były kanclerz Niemiec Helmut Schmidt powiedział kiedyś, że ten, kto ma wizję, powinien iść do lekarza. Jednak bez jasnej wizji rozwoju, gospodarczego sukcesu nie osiągnęłaby większość bogatych krajów świata, w tym Niemcy. Bez wizji „powrotu do Europy”, wejścia do OECD, UE i NATO nie byłoby też polskiego historycznego sukcesu, kiedy to po 1989 r. potroiliśmy nasz dochód narodowy na mieszkańca, staliśmy się europejskim liderem wzrostu gospodarczego i zmniejszyliśmy dystans dzielący Polaków do dochodów na Zachodzie (choć niestety w nierównym stopniu). Dystans jest najmniejszy w całej naszej historii.

Nawet mniej znaczące wizje, jak organizacja piłkarskiego EURO w 2012 r., przyniosły Polsce nie tylko nowe stadiony, ale i poczucie narodowej dumy oraz pokazały, że wspólnie pracując, wiele nam się może udać.

Dzisiaj Polsce brakuje nowej wizji, bo nie jest nią ani „ciepła woda w kranie”, ani niemieckie reparacje. Nie wiemy, w jakim kierunku idziemy, do czego dążymy oraz jakiego kraju chcemy dla siebie i dla naszych dzieci. Bez nowej wizji rozwoju i towarzyszącej jej powszechnej mobilizacji możemy stracić szansę na dalszy postęp i zamknięcie luki w dochodach i jakości życia w stosunku do Zachodu.

Zielony złoty wiek

Nasz gospodarczy „złoty wiek” może się szybko skończyć. Zagrożeniem dla jego dalszego trwania jest m.in. nasze uzależnienie od paliw kopalnych, które w świecie walczącym ze zmianami klimatu może nas tylko pociągnąć na dno. Dlatego trzeba postawić sobie nową wizję rozwoju na miarę wcześniejszego wejścia do Unii Europejskiej czy budowy portu w Gdyni w II RP. Tą wizją powinno być osiągnięcie przez Polskę energetycznej niepodległości w ciągu życia jednego pokolenia.

Nasza gospodarka powinna stać się w całości zeroemisyjna – opierając się na czystej energię z OZE i wspierającym ją atomie. Koszt energii i jej ślad węglowy powinien spaść do najniższych poziomów w Europie. Powinniśmy stać się też energetycznym hubem dla Europy Środkowej – opartym nie na imporcie i dystrybucji gazu czy innych paliw kopalnych, ale na produkcji i dystrybucji czystej energii. Startując z pozycji marudera w polityce klimatycznej, moglibyśmy stać się unijnym i globalnym liderem.

Rachunek za energię bez bólu

Wybicie się na energetyczną niepodległość przyniosłoby wiele korzyści. Po pierwsze i najważniejsze, zeroemisyjna gospodarka dałaby nam czyste i zdrowe powietrze. Jak szacuje Europejska Agencja Środowiska, z powodu skażonego powietrza przedwcześnie umiera ponad 46 tys. Polaków rocznie, a tysiące innych walczy z przewlekłymi chorobami. Bank Światowy ocenia, że w 2019 r. straty z tego powodu wyniosły ponad 250 mld zł, czyli prawie 10 proc. naszego PKB.

Niskie koszty zielonego prądu podniosłyby też dochody i jakość życia Polaków, bo koszt wytworzenia prądu z odnawialnych źródeł jest dziś nawet dziesięciokrotnie niższy niż z importowanego do Polski gazu czy węgla.

Tania energia zmniejszyłaby też wysokie nierówności społeczne, bo jak wynika z danych Eurostatu, gospodarstwa domowe w Polsce potrzebują sześć razy więcej energii na ogrzanie domu niż na zasilanie urządzeń elektrycznych, a te ubogie energetycznie nawet więcej. Jeszcze przed kryzysem wskaźnik ubóstwa energetycznego w Polsce wynosił aż 10 proc.

Niskie koszty energii pozwoliłyby też zmniejszyć ryzyko deindustrializacji, bo chociaż ceny energii stanowią z reguły tylko kilka procent całości kosztów w przemyśle, to gwałtowne zmiany cen potrafią wywrócić do góry nogami plany rozwoju tysięcy firm. W niektórych branżach, takich jak hutnictwo czy przemysł spożywczy, niższy rachunek za energię stanowi zaś prawdziwe „być lub nie być” na rynku.

Brukselskie pałace czy polskie domy

Transformacja ku zeroemisyjnej energetyce to też dziesiątki miliardów złotych dodatkowych wpływów do budżetu dzięki opodatkowaniu emisji CO2 przez system ETS. Środki te finansują nie budowę pałaców dla brukselskich technokratów, ale transformację energetyczną w Polsce, np. programy „Czyste powietrze” i „Mój prąd”, czyli polskie domy.

Większość analiz dotyczących miksu energetycznego do 2050 r. prognozuje, że krajowe budżety państw sporo zarobią na transformacji. Tylko w 2021 r. polski budżet zarobił rekordowe 25,3 mld zł i jeśli cena uprawnień do emisji będzie dalej rosła, to będzie zarabiać jeszcze więcej. Podatek od emisji CO2 jest też tak skonstruowany, że kto w Europie szybciej się będzie dekarbonizował, ten zyska jeszcze więcej.

Wreszcie, dzięki czystej energii możemy na zawsze odciąć Rosję od możliwości szantażowania nas oraz naszych bliższych i dalszych sąsiadów, zaś w dłuższej perspektywie nie musieć importować ani jednej baryłki ropy i ani jednego metra sześciennego gazu. Dzięki temu stalibyśmy się niezależni od widzimisię władców państw autorytarnych i od potencjalnych zmian polityki nawet w zaprzyjaźnionej z nami Norwegii.

Pięć priorytetów

Jak wybić się na energetyczną niepodległość? Potrzebne jest pięć priorytetów, aby wybić się na energetyczną niepodległość do 2040 roku.

Po pierwsze, trzeba natychmiast znieść kluczowe bariery dla inwestycji w zieloną energię i efektywność energetyczną. Pierwszym krokiem, ze skutkami odczuwalnymi w ciągu jednego roku, powinna być liberalizacja zasady 10H blokującej od ponad sześciu lat rozwój wiatraków na lądzie, umożliwienie dużym konsumentom energii budowy własnych źródeł OZE (linia bezpośrednia), zaś inwestorom OZE budowę źródeł hybrydowych – wiatraków i paneli fotowoltaicznych podpiętych pod jedno przyłącze do sieci (cable pooling).

Potrzebna jest też zmiana niekorzystnego systemu rozliczeń dla prosumentów, który zabił boom na fotowoltaikę, oraz zwiększenie dofinansowania dla inwestycji w efektywność energetyczną w programie „Czyste powietrze”.

W dłuższym terminie nie obędzie się bez inwestycji w magazyny energii, aby zapewnić bilansowanie OZE w systemie. Część analiz dotycząca ścieżek dekarbonizacji miksu energetycznego wskazuje też, że aby osiągnąć zerowe emisje w energetyce, potrzebna będzie również budowa elektrowni atomowych, choć nie należą one do tanich. W tym kierunku idą najnowsze decyzje rządu.

Po drugie, musimy zdemokratyzować dostęp do sieci i jasno postawić na rozwój OZE jako nadrzędnego interesu publicznego. Firmy i obywatele nie muszą być nastawieni na sprzedaż nadwyżek do sieci – pozwólmy im produkować i zużywać własną energię. Na razie operatorzy sieci energetycznych masowo blokują nowe przyłączenia. Żeby to zmienić, trzeba wydzielić spółki dystrybucyjne z dużych grup kapitałowych i stworzyć jasny proces uzyskiwania pozwoleń dla inwestorów i konsumentów zielonej energii, który nie pogłębiałby patologii obecnego modelu, gdzie do zielonej energii dostęp mają często tylko dobrze ustawieni. Nie powtórzmy błędów z transformacji lat 90. – równy podział rosnącego tortu zapewni nam powszechny dobrobyt na dekady, a nie tylko na kilka lat dla wybranych.

Po trzecie, trzeba zainwestować w ciepłe i zdrowe mieszkania. Tej zimy Polacy zobaczą skutki wieloletnich zaniedbań we wdrażaniu polityki antysmogowej nie tylko w powietrzu, ale też na własnych rachunkach. Dotychczasowy model ogrzewania starych nieocieplonych domów, często wyposażonych w kopcące piece na ekogroszek, jest zły dla klimatu, jakości powietrza i zdrowia. Model ten jest też niegospodarny, bo zwrot z inwestycji w ocieplenie budynku i pompę ciepła jest teraz jeszcze wyższy niż przed rozpoczęciem kryzysu.

Zamiast wydawać dziesiątki miliardów złotych na dodatki węglowe, rząd powinien uczynić z programu „Czyste powietrze” zbrojne narzędzie do walki z Putinem. Trzeba w nim uprościć procedury rozliczania, zwiększyć poziom dofinansowania dla najuboższych oraz mocniej zachęcać do ocieplania budynku, a nie tylko wymiany źródła ciepła.

Raz zainwestowany złoty w zdrowe i ciepłe mieszkania dałby korzyści na kilku polach naraz: dostępne cenowo mieszkalnictwo (polityka społeczna), zeroemisyjna gospodarka (polityka klimatyczna) i czyste powietrze (polityka środowiskowa).

Po czwarte, trzeba wypromować czysty transport. Konsekwentnie wydawane środki na elektryfikację transportu oraz szeroko pojęty transport publiczny, w tym kolejnictwo, dadzą wysoki zwrot z inwestycji gospodarce, społeczeństwu oraz środowisku. Walka z wykluczeniem transportowym poprzez budowę i utrzymanie powszechnego transportu publicznego nie jest wyzwaniem, z którym mogą sobie poradzić tylko najbogatsze kraje. Dobrym tego przykładem są np. sąsiednie Czechy.

Posiadanie samochodu na własność to nie grzech, ale w Polsce jest on nadużywany, co sprawia, że wydajemy niepotrzebnie na import ropy prawie 50 mld zł rocznie (i szokujące ponad 800 mld zł w ciągu ostatnich 20 lat).

Po piąte wreszcie, trzeba postawić na sprawiedliwą transformacje energetyczną. Warto systemowo zapewnić osłony na rzecz najuboższych, w tym poprzez wzmocnienie finansów lokalnych samorządów w walce z ubóstwem energetycznym oraz inwestycje w przekwalifikowanie pracowników. Wyniki badań Banku Światowego i Komisji Europejskiej na temat zdolności firm i pracowników z polskiego górnictwa do przekwalifikowania pokazują, że można sobie z tym poradzić.

Nie ma rzeczy niemożliwych

Skąd jednak wziąć technologie, ludzi i pieniądze, aby te inwestycje zrealizować? Zielonych technologii nie zabraknie, bo one już istnieją. Chodzi jednak o to, aby połączyć kropki: jak najszybciej i najefektywniej istniejące technologie wykorzystać i zachęcić kapitał prywatny do ich sfinansowania.

Pracowników do realizacji inwestycji w czyste technologie też nie powinno zabraknąć. Mimo że rąk do pracy jest dzisiaj jak na lekarstwo, to braki można uzupełnić, szerzej otwierając się na imigrację specjalistów, w tym w oparciu o np. specjalne wizy. Kandydatów do dobrze opłacanej pracy w Polsce nie zabraknie. Trzeba też zainwestować w nowe programy nauczania w szkolnictwie zawodowym oraz w dodatkowe kierunki studiów na politechnikach.

Wreszcie, nie zabraknie też pieniędzy na inwestycje, tym bardziej, że gros finansowania inwestycji w energetyczną niepodległość już dziś pochodzi z prywatnych źródeł. Boom w prosumenckich instalacjach fotowoltaicznych został sfinansowany ze skromnego wkładu na poziomie 3–5 tys. zł z programu „Mój prąd”. Bez niego w ciągu ostatnich czterech lat przyrost mocy zainstalowanej wyniósłby dużo mniej niż osiągnięte 10 GW u ponad miliona budowniczych polskiej niepodległości energetycznej.

Każda taka inwestycja zmniejszyła zapotrzebowanie na węgiel, obniżyła emisje CO2 i przyczyniła się do mniejszych cen energii dla wszystkich. Mimo zablokowania rozwoju nowych mocy wiatrowych na lądzie Polakom udało się zwiększyć udział OZE w miksie energetycznym do ponad 18 proc. – to ponaddwukrotny przyrost w ciągu zaledwie dekady.

Publicznych pieniędzy na wsparcie transformacji energetycznej też nie powinno zabraknąć. Polski dług publiczny wynosi niewiele ponad połowę naszego PKB i niewiele ponad połowę średniej dla UE. Jest więc dużo miejsca na sfinansowanie wysoko rentownych inwestycji w zieloną energię i cieplejsze domy oraz zeroemisyjny transport.

Inwestycje te same potem ten dług spłacą i wzmocnią produktywność polskiej gospodarki. MFW szacuje, że każdy dolar zainwestowany m.in. w energię odnawialną może wygenerować ponad dolara dodatkowego PKB. Niski realny koszt długu, który po odjęciu inflacji jest dalej głęboko negatywny, sprawia, że zwrot z inwestycji w zieloną energię będzie jeszcze szybszy.

Kanclerz Helmut Schmidt twierdził, że nie wierzy w wizje. W rzeczywistości jednak w ciągu całej swojej politycznej kariery walczył o polityczne zjednoczenie Europy Zachodniej, wzmocnienie partnerstwa z USA i stworzenie wspólnej europejskiej waluty. Wszystkie te dalekosiężne wizje później się spełniły. Polska też potrzebuje nowej wizji, która zjednoczyłaby społeczeństwo, uniezależniłaby nas od Putina, obniżyła koszty życia i unowocześniła gospodarkę. Mamy prawie wszystko, co potrzebne, aby taką wizję zrealizować. Potrzebne jest jeszcze przywództwo.

Dr hab. Marcin Piątkowski jest profesorem Akademii Leona Koźmińskiego, wcześniej wizytujący ekonomista m.in. na Uniwersytecie Harvarda. Autor książki „Europejski lider wzrostu. Polska droga od ekonomicznych peryferii do gospodarki sukcesu”. Michał Hetmański jest ekonomistą i ekspertem od polityki energetyczno-klimatycznej, prezesem Fundacji Instrat, progresywnego think tanku wspierającego polityki publiczne na rzecz zielonej, cyfrowej i społecznie sprawiedliwej transformacji.

Były kanclerz Niemiec Helmut Schmidt powiedział kiedyś, że ten, kto ma wizję, powinien iść do lekarza. Jednak bez jasnej wizji rozwoju, gospodarczego sukcesu nie osiągnęłaby większość bogatych krajów świata, w tym Niemcy. Bez wizji „powrotu do Europy”, wejścia do OECD, UE i NATO nie byłoby też polskiego historycznego sukcesu, kiedy to po 1989 r. potroiliśmy nasz dochód narodowy na mieszkańca, staliśmy się europejskim liderem wzrostu gospodarczego i zmniejszyliśmy dystans dzielący Polaków do dochodów na Zachodzie (choć niestety w nierównym stopniu). Dystans jest najmniejszy w całej naszej historii.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację