Leon Podkaminer: Wszystko to wina NBP?

Inflacja da się szybciej opanować bez bezproduktywnych wyrzeczeń – pisze w polemice doradca prezesa NBP.

Publikacja: 20.10.2022 03:00

Leon Podkaminer: Wszystko to wina NBP?

Foto: Bloomberg

5października „Rzeczpospolita” zamieściła potępienie polityki NBP („Dramat inflacji i NBP”) autorstwa prof. SGH Cezarego Wójcika. W jego „eseju” roi się od inwektyw. Ale trudno tam znaleźć argumenty rzeczowe. Jest tam masa błędnych interpretacji faktów i powoływania się na jemu tylko znane „grunty teoretyczne”.

Podstawowa teza jest prosta: „Co jest przyczyną wysokiej inflacji? Odpowiedź jest jednoznaczna: (…) odpowiedzialne są wyłącznie ciała decyzyjne NBP”. A światowe ceny energii? Dla oceny jakości polityki NBP zasadnicze znaczenie powinien mieć trzeźwy osąd uwarunkowań obecnej inflacji – tak w Polsce, jak i na świecie. Zanim odpowiedzialnością obwini się NBP (ewentualnie w parze z polityką fiskalną), należy się zastanowić, co dostarczyło impulsu uruchamiającego inflację.

Trzeba niemałego zacietrzewienia, by przeoczyć rolę eksplodujących światowych cen nośników energii. Wystarczy prześledzić dane o ewolucji cen, by pojąć, że mamy do czynienia nie tylko z procesem wzrostu cen energii, ale także z indukowanym procesem mozolnego dostosowywania się poprzez rosnące koszty produkcji wszystkich innych cen w gospodarce.

Prof. Wójcik nie przyjmuje do wiadomości tezy o pochodzącej z zewnątrz genezie wysokiej inflacji w Polsce. Sądzi, że „na gruncie teorii” nie powinna ona być wyższa o 1–2 pkt proc. niż w Niemczech. Otóż żadna szanująca się teoria nie uzasadnia twierdzenia, że inflacja w kraju A musi być zbieżna z inflacją w kraju B będącym głównym partnerem handlowym A. Przez dziesięciolecia inflacja w Niemczech była dużo niższa niż we Włoszech mimo trwałej gospodarczej integracji obu krajów. Dziś inflacja w Niderlandach, Czechach i na Węgrzech jest równie wysoka jak w Polsce.

Cezary Wójcik daje do zrozumienia, powołując nie na niezidentyfikowane „grunty teoretyczne”, że „inflacja w Polsce mogłaby być w istocie niższa niż w Niemczech”, gdyby tylko NBP prowadził był politykę skutkującą wzmocnieniem kursu złotego.

Nie ulega wątpliwości, że gdyby NBP „zarżnął” gospodarkę krajową, to inflacja mogłaby być niższa. Rzecz w tym, że (a) „słaba” waluta nie wyklucza niskiej inflacji (jak w Japonii); (b) nawet „mocna” waluta nie gwarantuje niskiej inflacji (jak w Szwajcarii i USA); (c) nawet niska inflacja i „zdrowe fundamenty” są bezsilne wobec nastrojów rynku. Waluta może się osłabiać nawet przy wysokim poziomie stóp procentowych, a przesadnie wywindowane stopy odstraszają raczej, niż zachęcają do napływu kapitału, bo sygnalizują możliwość niewypłacalności.

„Grunt teoretyczny” powraca też wtedy, gdy Cezary Wójcik wskazuje na możliwość osiągania niskiej inflacji, nawet gdy ceny pewnych dóbr rosną. Wtedy, jego zdaniem, przy dobrej polityce pieniężnej należałoby oczekiwać spadku cen innych dóbr: „W rezultacie inflacji w ogóle by nie było”. Otóż ten „grunt teoretyczny” jest czystą spekulacją mogącą mieć zastosowanie tylko do gospodarki, w której występują wyłącznie dobra finalne. Ich produkcja nie wymagałaby wsadu surowców, półproduktów, komponentów. Nie taka jest gospodarka współczesna!

Rzecz w tym, że pierwotne podwyżki cen jakichś dóbr (nośników energii) wyzwalają kaskady wzrostu kosztów, a co za tym idzie, wymuszonych podwyżek cen w całej gospodarce. To dynamiczny proces, w wyniku którego kształtuje się nowa struktura cen. Z natury rzeczy jest inflacyjny, choć ceny różnych dóbr rosną w różnym tempie.

Mam podstawy twierdzić, że to proces, w którym inflacja będzie się stopniowo obniżać. A także, że zbyt wysokie (nawet jeśli realnie ujemne) stopy procentowe mogą proces ten opóźniać. Oczywiście, proces zmiany struktury cen może być spowolniony albo nawet czasowo odwrócony. Wystarczy, że pojawią się nowe impulsy skokowo podnoszące światowe ceny nośników energii. Nie pomniejszałbym też znaczenia innych czynników proinflacyjnych, np. umacniania się pozycji krajowych firm nadużywających pozycji monopolistycznej.

Cezaremu Wójcikowi wydaje się nieodzowne dalsze podnoszenie stóp, w połączeniu z represją fiskalną (cięcia wydatków publicznych, wzrost obciążeń podatkowych). Rekomendacja byłaby właściwa, gdyby ta inflacja miała charakter popytowy, ale tezy o takim jej charakterze fakty nie potwierdzają.

Nie obserwujemy podwyżek cen wywołanych nadmiernym popytem. Czy ceny prądu i paliw wzrosły dramatycznie, bo nagle popyt na nie wzrósł? Zapotrzebowanie na energię utrzymuje się na poziomie sprzed pandemii. Dla większości dóbr i usług popyt nie dorównuje podaży. Konsument jest nadal „królem”, sprzedawcy zabiegają o jego względy. Ceny nie są „ciągnione” przez nadmierny popyt, lecz w większości są „popychane” przez rosnące koszty.

Wyrazem tej tendencji są też malejące zasoby pieniężne gospodarstw domowych. Przy nadwyżce popytu nad podażą obserwowalibyśmy narastanie „nawisu inflacyjnego”. Depozyty gospodarstw domowych maleją nawet nominalnie, a ich wartość realna ulega radykalnej erozji. Dla podtrzymania standardu życia gospodarstwa domowe muszą sięgać po oszczędności. Beneficjentem tego są firmy zdolne do przerzucenia kosztów w ceny.

Polityka postulowana przez prof. Wójcika („silnie rosnące stopy procentowe” plus represja fiskalna) to przepis na kolejną „terapię szokową”. Jej skutki są przewidywalne. Doświadczyliśmy ich w latach 1990–1992 i po rządach AWS–UW (20-proc. bezrobocie w 2002 r.). W obu przypadkach dezinflacja postępowała opieszale. Inflacja ustępowała po latach. Czy na pewno była to zasługa represji fiskalnej i wysokich stóp? Nie ma żadnego dowodu, że te terapie zapewniły dezinflację. Obecna inflacja da się szybciej opanować bez bezproduktywnych wyrzeczeń i rosnącego bezrobocia. Bez zaciskania pasa i bez zabójczo wysokich stóp procentowych.

Tekst wyraża opinie autora. Opinie publikowane w „Rzeczpospolitej” są elementem debaty publicznej i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji.

5października „Rzeczpospolita” zamieściła potępienie polityki NBP („Dramat inflacji i NBP”) autorstwa prof. SGH Cezarego Wójcika. W jego „eseju” roi się od inwektyw. Ale trudno tam znaleźć argumenty rzeczowe. Jest tam masa błędnych interpretacji faktów i powoływania się na jemu tylko znane „grunty teoretyczne”.

Podstawowa teza jest prosta: „Co jest przyczyną wysokiej inflacji? Odpowiedź jest jednoznaczna: (…) odpowiedzialne są wyłącznie ciała decyzyjne NBP”. A światowe ceny energii? Dla oceny jakości polityki NBP zasadnicze znaczenie powinien mieć trzeźwy osąd uwarunkowań obecnej inflacji – tak w Polsce, jak i na świecie. Zanim odpowiedzialnością obwini się NBP (ewentualnie w parze z polityką fiskalną), należy się zastanowić, co dostarczyło impulsu uruchamiającego inflację.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację