Paweł Rożyński: Kto cenami wojuje, od cen ginie

Nie wojna w Ukrainie, LGBT czy afery będą tematem kampanii wyborczej, ale ceny i zagrożona siła nabywcza Polaków – boleśnie przekonał się Jarosław Kaczyński.

Publikacja: 03.07.2022 21:32

Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami Białegostoku

Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z mieszkańcami Białegostoku

Foto: PAP/Artur Reszko

W Białymstoku prezes PiS opowiadał w sobotę, że lekarze będą wracać z Zachodu. – Już dzisiaj nie przyjmują propozycji w Niemczech, bo tam się mniej płaci niż tu. Nawet jeśli przyjąć ten nic niemający wspólnego z rzeczywistością sposób przeliczania euro na złotówki. Przecież w Niemczech euro nie jest warte więcej niż 3 zł, a nawet jest mniej warte, a nie tam 4,50 czy nawet 5. Tak to się zmienia pod naszymi rządami i mogę uczciwie powiedzieć, dzięki naszym rządom – przekonywał swoich zwolenników.

Ta dość zaskakująca wypowiedź wywołała burzę i drwiny. Oto oderwany od rzeczywistości polityk, który mylił niedawno Inowrocław z Włocławkiem, a prezydenta miasta Ryszarda Brejzę z Łukaszem Mejzą, teraz pokręcił coś z kursem euro. „No, teraz to mi Jarosław Kaczyński zaimponował. Żebym dobrze zrozumiał… u nas euro za 4,70 PLN, a u Niemców tylko za 3,00 PLN? I dlatego oni mają gorzej niż my? Już lepiej, jak się prezes geografią zajmował” – napisał na Twitterze prof. Marek Belka, były prezes NBP.

Zapewne Kaczyński dokonał skrótu myślowego i chciał pokazać, że różnice w sile nabywczej Polaków i Niemców nie dość, że się zmniejszają, to jeszcze nie są aż tak duże, jak by wynikało z prostego przeliczenia oficjalnego kursu. Jednak strzelił sobie w stopę, bo Polacy w większości nie rozumieją tych niuansów. A już na pewno nie zrozumieją, dlaczego prezes PiS mówi o Polsce jak o kraju mlekiem i miodem płynącym, do którego wracają nawet lekarze, kiedy wzrost cen bije po kieszeni i wszyscy boją się zubożenia.

To pokazuje, w jak trudnej sytuacji znalazło się PiS, które na tym polu może się tylko rozpaczliwie bronić. A opozycja poczuła krew i nie bawi się w niuanse, strasząc chlebem za 30 zł. „Skończy się PiS, skończy się drożyzna” – mówił w sobotę w Radomiu Donald Tusk, przekonując, że jej powodem jest „chciwość i głupota”, a także „legion dojących spółki państwa działaczy pisowskich”.

Jednak prezesa PiS, który został za swoją wypowiedź przeczołgany w mediach, wcale mi nie żal. Sam uczynił z populizmu swój miecz. Pamiętacie państwo słynny spot ze znikającymi z lodówki produktami, który pogrążył PO w 2006 r.? A słynny koszyk prezesa, który w 2011 r. w osiedlowym sklepie zapłacił aż 55 zł za chleb, ziemniaki, jajka, mąkę i kurczaka? „Oni chyba powariowali?! Czy wiesz, że benzyna jest już po 5,40 zł?” – to z kolei spot wyborczy z tego samego roku. Usłyszeliśmy wtedy, że wystarczy tylko trochę politycznej odwagi, by ceny obniżyć. Cóż, „kto mieczem wojuje, od miecza ginie”. Dotyczy to zwłaszcza populistów.

Czytaj więcej

Pakt antyinflacyjny teraz! Gospodarka i płace zaczynają hamować

W Białymstoku prezes PiS opowiadał w sobotę, że lekarze będą wracać z Zachodu. – Już dzisiaj nie przyjmują propozycji w Niemczech, bo tam się mniej płaci niż tu. Nawet jeśli przyjąć ten nic niemający wspólnego z rzeczywistością sposób przeliczania euro na złotówki. Przecież w Niemczech euro nie jest warte więcej niż 3 zł, a nawet jest mniej warte, a nie tam 4,50 czy nawet 5. Tak to się zmienia pod naszymi rządami i mogę uczciwie powiedzieć, dzięki naszym rządom – przekonywał swoich zwolenników.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację