Paweł Wojciechowski: Bigos i sprawiedliwe podatki

Przy gotowaniu Polskiego Ładu przyjęto metodę: najpierw stawki, a potem dopiero można wymyślać innowacje na sięganie do kieszeni podatnika. W tym względzie nieoceniona okazała się składka zdrowotna.

Publikacja: 03.02.2022 21:00

Paweł Wojciechowski: Bigos i sprawiedliwe podatki

Foto: AdobeStock

Drogi Panie Redaktorze – tu zwracam się do redaktora Macieja Orłosia – porównał Pan Polski Ład do gotowania zupy przez małe dzieci. A głównej przyczyny obecnego chaosu podatkowego upatruje Pan w nieprzestrzeganiu zasad dobrej legislacji. Ponieważ sam lubię gotować, spróbuję polemizować z Pańskim programem „W Telegraficznym Skrócie".

Zacznijmy od tego, że to nie mogła być jakaś zwykła zupa. Sprawiedliwe podatki zasługują na to, aby uznać je za tradycyjne polskie danie. Mnie osobiście pachnie to bigosem.

Również stanowczo protestuję, aby do gotowania trudnych dań włączać dzieci. Takie poważne zadanie, dające nową nadzieję, powinno być zadaniem doświadczonego kucharza. Wreszcie nie zgadzam się z tezą, że gotowano bez przepisu, choć częścią receptury nie były wcale konsultacje społeczne. Po co dialog, który jest pozorowany, a sami „Polacy piszą nasz program", jak mówiła była premier.

Przepis był – ale inny, niż się Panu wydaje. Oczywiście nie wzięto przepisu na proste podatki, według koncepcji jednolitej daniny z 2016 r. Tamta recepta ujednolicała bazy podatkowe, eliminowała duplikacje, a potem dopiero obliczane były stawki.

Przy gotowaniu Polskiego Ładu przyjęto dokładnie odwrotną metodę. Najpierw stawki, a potem dopiero można wymyślać innowacje na sięganie do kieszeni podatnika. W tym względzie nieoceniona okazała się składka zdrowotna. Wreszcie jej gorzki smak poczuli rodacy.

Prawdziwym hitem stała się jednak ulga dla klasy średniej. Początkowo miała nazywać się „ulgą Gowina", ponieważ to ówczesny wicepremier chciał być obrońcą klasy średniej. Ale gdy premier ogłosił, że chce być premierem klasy średniej, to stała się „ulgą Morawieckiego". Nie przeszkodziły złośliwości, że ulga ma współczynnik z ośmioma miejscami po przecinku. Ośmiorniczce szybko obcięto kilka nóżek i lekkim ruchem wrzucono do kotła z bigosem.

Pomocnicy kucharza swąd dania poczuli dopiero w styczniu. Wtedy rozpoczął się festiwal pomysłów premiera. Dorzucanie kolejnych składników, głównie ośmiorniczek. Najpierw dla emerytów, potem dla tych najbardziej krzykliwych. Na razie przycichły tylko głosy parlamentarzystów, którzy w pełni świadomie głosowali za obcięciem sobie uposażeń o 1400 zł. Ale na pewno znajdzie się sposób, aby ten piękny gest jakoś wynagrodzić.

W środę w Radiu TOK FM, główny ekonomista Ministerstwa Finansów powiedział, że teraz wcale nie chodzi o poprawianie, tylko poszerzanie Polskiego Ładu. Aby wzmocnić morale tych, co mają poszerzać, tego samego dnia osobiście prezes Kaczyński w wywiadzie dla PAP zapowiedział, że „potrzebne są decyzje o charakterze politycznym, w tym personalne".

Dziś wiadomo już, jak wdrożyć zapowiedź przez premiera, że nikt nie straci przy zmianie sposobu rozliczania zaliczek. Wystarczy przerzucić odpowiedzialność na księgowych. W końcu to oni mają liczydła, niech liczą podwójnie, byle sprawiedliwie.

Gorzej z zasadą „złotówka za złotówkę". Ma ona dotyczyć tych, którzy nie wiedzą, czy zrezygnować z ośmiorniczki. Jeśli to zrobią, pomniejszą sobie bieżące płace. Jak nie zrezygnują z ulgi, a ich dochody przekroczą limit choćby o złotówkę, to będą musieli całą ośmiorniczkę zwrócić, w dodatku w formie niepogryzionej.

Stąd pomysł, aby ich jakoś ugłaskać. Ale tu problem polega na tym, że obecna ulga nie jest kwotą stałą i zawiera zmienną, która rośnie wraz z dochodami. A więc każda realizacja zasady złotówka za złotówkę, też będzie miała posmak ośmiorniczki, już nieco nieświeżej.

Panie redaktorze, pozostaje mi tylko namawiać do solidarności z tymi, którzy dalej gotują ten bigos, zwłaszcza gdy wiedzą, że jego smaku już nie są w stanie poprawić.

Profesor Paweł Wojciechowski był szefem zespołu przygotowującego koncepcję jednolitej daniny w 2016 r.

Paweł Wojciechowski, były minister finansów

Drogi Panie Redaktorze – tu zwracam się do redaktora Macieja Orłosia – porównał Pan Polski Ład do gotowania zupy przez małe dzieci. A głównej przyczyny obecnego chaosu podatkowego upatruje Pan w nieprzestrzeganiu zasad dobrej legislacji. Ponieważ sam lubię gotować, spróbuję polemizować z Pańskim programem „W Telegraficznym Skrócie".

Zacznijmy od tego, że to nie mogła być jakaś zwykła zupa. Sprawiedliwe podatki zasługują na to, aby uznać je za tradycyjne polskie danie. Mnie osobiście pachnie to bigosem.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację